sobota, 22 marca 2014

Rozdział 29, część 1

Range Rover Harry’ego wtoczył się płynnie na ulicę, na której znajdował się jego rodzinny dom w Holmes Chapel, opony skrzypiały na warstwie śniegu, który spadł w nocy- miła niespodzianka dla większości przed świętem Bożego Narodzenia. Rozciągnęłam się, czując się strasznie obrzmiałą po niewygodnej podróży w małej przestrzeni przedniego siedzenia, mój brzuch był praktycznie dociśnięty do deski rozdzielczej, zaokrąglałam się. Ułożyłam delikatnie dłonie na brzuszku, uspokajając szalejącego wewnątrz mnie chłopca, który trzepotał lekko. Ostatnio był taki niespokojny, a to nie było dla mnie łatwe. Wydawał się bardziej pobudzony niż po prostu aktywny. Źle się czułam, myśląc, że coś jest z nim nie tak. Myśl, że z mój chłopczyk jest chory, bądź niezdrowy.
-Gotowa, skarbie?- zapytał spokojnie Harry z siedzenia kierowcy, jego oczy skanowały wyraźnie mój wyraz twarzy- Po prostu ignoruj dziewczyny na podjeździe, poproszę je, by go opuściły.
-Nie musisz- wzruszyłam ramionami, zerknęłam przez moje okno, by zauważyć piszczące, krzyczące i często płaczące fanki, które zdecydowanie oblegały podjazd rezydencji państwa Styles; Anne kilka lat temu zamontowała ogrodzenie, by powstrzymać je od wściubiania nosów do ich okien.
-Chcę- zapewnił mnie z delikatnym uśmiechem- Potrzebujesz spokoju.
Rozpromieniłam się ciepło do chłopca na przednim siedzeniu, głaszcząc kciukami wokół pępka mój wystający brzuszek, by zelżyć jego niespokojne kopnięcia. Harry powinien się obciąć. Jego sprężyste, nieokiełznane przez stylistów loki, były dziś trochę poburzone, zwinięte przy końcach jego uszu, a jego grzywka była już taka bujna, że muskała gęsto jego czoło. Nie wpadała teraz do jego oczu, włosy nie okalały już tak bardzo jego głowy tak, jak zwykły. Podobało mi się; sprawiało, że wyglądał na młodszego, a jego rysy twarzy dojrzały na tyle, że wyglądał na więcej niż… pięknego. Jego prawie niebieskie oczy błysnęły do mnie spod kasztanowego kosmyka włosów. Jego usta lekko się rozwarły, a ja miałam ochotę go pocałować. Prawdopodobnie to zrobię, gdy będziemy na zewnątrz- jego pocałunki były coraz częstsze i dużo bardziej obfite.
Warknął chwile później. Była bardziej niż ciepły, kochający Harry, którego znałam i który robił mi herbatę, całując mnie z rosnącą pasją, którą poskramiał delikatnie w ciepłe uczucia, jego bezpieczne, silne ramiona trzymały mnie blisko w nocy. Znów ze sobą rozmawialiśmy, plotkując, a nawet się śmiejąc i częściej był w domu. Zostawał w nocy i gotował makaron, siedzieliśmy na naszej białej kanapie z telewizorem w tle, kiedy całował mój brzuszek i szeptał do niego, że tatuś go kocha. Z czasem, kiedy mówił mi, że mnie kocha, zaczęłam mu wierzyć. Czasem to naprawdę, naprawdę brzmiało, jakby miał to na myśli, a moje serce trzepotało z nadzieją tak, jak kilka miesięcy temu.
Ale to nie było aż tak proste. Miłość nigdy nie jest, a moje serce nie mogło pozwolić sobie na założenie starych butów, by oczekiwać tego, że nic się nie zmieni. Zranił mnie, a gdy to zrobił, piętno wyryło się głęboko. Spędziłam miesiące, czując się kompletnie samotną, niekochaną i oburzałam się za to na niego. Nic z tego nie zniknie za pomocą kilku delikatnych uśmiechów, które popieszczą moje zimne serce i wcisną je znów między moje kości, nieważne, jak bardzo i jak całkowicie się zmienił.
Nie potrafiłam ufać Harry’emu tak samo i szczerze, spędziłam każdą minutę, każdego dnia, czekając, aż stary Harry przebije się przez niego; czekałam na tego, który będzie mnie omijał, jakbym była niczym więcej, jak chmurką kurzu, wirującą w powietrzu i duszącą go na śmierć.
-Pójdę przodem, jeśli chcesz- zaoferował- Wniosę do środka wszystkie torby, a ty będziesz miała chwilkę czasu. Pozbędę się ich, zanim wejdziemy, jeśli…
-W porządku, Harry- wtrąciłam- Naprawdę. Nie przeszkadzają mi.
-Ale one, krzyczące na ciebie, to niezbyt dobre rozwiązanie dla twojego poziomu stresu- wymienił powód, ze skoncentrowanie uniesioną, ciemną, zaniedbaną brwią. Dość dawno nie widział się z Lou i one, jak i jego włosy, zaczynały się robić trochę nieokiełznane- Nerwy nie są dobre dla dziecka.
-Jestem dużą dziewczynką, Harry, przeżyję- wywróciłam oczami, ale uśmiechnęłam się na jego troskę o mnie. Cóż to była za zmiana. Nagłość w jego przemianie wciąż mnie zaskakiwała. To było tak, jakby jednego dnia był cichy i ciemny, trzymając wszystko w sobie, zostawiając mnie w domu, by zasięgnąć do butelki- a potem wstać dla kubka herbaty przy moim boku i czułego pocałunku w skroń, z szeptem jego miłości, zanim spełnił każdą moją zachciankę.
W noc, kiedy Niall został ze mną, gdy byłam chora. Myślałam, że może blondyn coś mu powiedział, zadziałał na niego w jakiś spektakularny sposób, który przyniósł za sobą te zmianę w nim. Nie miałam szansy, by go o to zapytać. Niall nie pojawiał się teraz tak często- Harry nie lubił, kiedy on był blisko mnie, z jakiegokolwiek powodu.
Argumentował przez kolejne kilka chwil, zanim w końcu zaakceptował fakt, że zaciekle walczyłam, iż byłam całkowicie zdolna, by dojść do drzwi o własnych siłach, że fani mi nie przeszkadzają i że spokojnie mogę sama nieść swoją torebkę, nie wysilając się przy tym zbytnio. Wyskoczyłam niezręcznie z Range Rovera w coś, co Harry sprecyzował, jako- ogłuszający wybuch krzyków- zanim powłóczyłam się jak nieskoordynowany pingwin po śniegu, cała ziemia, każda roślinka, ściana i chodnik były pokryte mrozem. Zmierzchało, niebo ciemniało, a frontowe okno Styles’ów rozświetlone było wszystkimi kolorami, drzewko błyszczało w salonie. Weszłam spokojnie po schodach, naciskając delikatnie na dzwonek. Zerknęłam przez ramię na Harry’ego, uroczo męczącego się z dwoma ciężkimi walizkami, moją i jego, nie był w stanie wnieść ich obu na raz, więc się wrócił. Pozwoliłam sobie na cichy chichot, a on zmrużył oczy spod kaptura swojego czarnego płaszcza, którego używałam jako koca, w drodze tutaj. Pachniał jak on. Jak dom.
Rozejrzałam się, gdy drzwi zaskrzypiały i otworzyły się, rozpromieniona matka Harry’ego wyjrzała ze środka z podekscytowanym piskiem, kiedy Harry dołączył do mnie na progu.
-Jesteście tutaj! A ty tak strasznie urosłaś, Tamaro!
Zostałam wciągnięta do środka, domowe ciepło uderzyło we mnie jak fala. Wszystko było takie świąteczne, kolorowe światełka i błyski świecidełek z wnętrza salonu zgrywały się świetnie z melodiami z kiepskim świątecznym nastrojem w telewizji. Ja i Harry nawet nie kłopotaliśmy się z drzewkiem w naszym nowym domu- w każdym razie to nie miało sensu, skoro i tak tutaj spędzaliśmy ten wielki dzień.
-Wiem- odpowiedziałam z małym uśmiechem, klepiąc mój brzuch przez kurtkę- Poruszanie się staje się trudne!
-Cóż, promieniejesz!- odpowiedziała entuzjastycznie. Jej ramiona pociągnęły mnie do ciepłego uścisku i na początku byłam zaskoczona, ale potem wtuliłam się w jej uścisk. Zgaduję, że teraz jest rodziną, po tym wszystkim. Babcia mojego maluszka. Uśmiechnęłam się na myśl o moim dziecku, przyjeżdżającym tutaj, chwiejąc się, gdy Anne gadała o pierworodnym swojego syna. Wyglądałoby to idealnie, jeśli moje serce nie czułoby wciąż zimnej urazy, kiedy przyciska swoje usta do moich.
Przeniosła swoją uwagę na walczącego z walizkami Harry’ego, który wciągał je do korytarza, przeklinając zaciekle pod nosem. Posłała mu znaczące spojrzenie, kiedy opierał czarne walizki o ścianę i spojrzał w górę, unosząc ciężko swą brew, kiedy kopniakiem zamykał za sobą drzwi wejściowe, blokując nas natychmiastowo od wrzeszczącego tłumu.
-Nie powinieneś przeklinać w pobliżu dziecka, Harry- zganiła go z lekkim uśmieszkiem, a Harry wywrócił oczami, ale się roześmiał.
-Sorki, maluszku- przeprosił, przyciskając swoją klatkę do moich pleców, obejmując moją sylwetkę, by pogłaskać mój brzuch w prośbie o wybaczenie. Oparłam głowę o jego ramię, starając się przełknąć gulę w moim gardle. Starając się usunąć z pamięci obraz jego pustych oczu sprzed kilku tygodni.
-Jakieś imiona?- usłyszałam, jak Gemma woła z kuchni, z oczywistą nutką ciekawości w jej tonie. Popatrzyłam w górę na Harry’ego, wciąż opierając głowę na jego ramieniu, zauważając jego zagubiony wyraz twarzy, kiedy oboje zdaliśmy sobie sprawę, że nawet o tym jeszcze nie gadaliśmy. Nie znaleźliśmy czasu. Ponieważ jego nigdy nie było w domu i mało rozmawialiśmy.
-N-nie- wyjąkał niezręcznie Harry, a ja poczułam, ja przełyka ślinę i bierze oddech- Nie zastanawialiśmy się nad tym jeszcze.
Odwróciłam się twarzą do jego matki, formując uśmiech. Mój mały bezimienny kopnął dziko, a Harry z dłońmi na moim brzuchu podskoczył w zaskoczeniu.
-Myślę, że będzie kickbokserem- westchnęłam, kiedy kopnął mnie po raz kolejny i jeszcze raz. To nie było jakieś nadzwyczajne, że przyzwyczaiłam się do tego, że coś wewnątrz mnie kopie.
-Harry też taki był- wspomniała Anne, przywołując nas do kuchni skinięciem dłoni. Wtoczyłam się- i Gemma, która wczytywała się w magazyn, uniosła głowę i posłała mi szeroki uśmiech i rozszerzone oczy- dotykając mojego brzuszka, kiedy pociągnęłam krzesło i usadawiałam się na nim niezręcznie na tyłku. Nawet najprostsze czynności były trudne do wykonania w moim rozmiarze.
-Kopał i kopał- Anne potrząsnęła głową, kiedy wstawiała czajnik- Doprowadzał mnie do szaleństwa!
-Nie patrz tak na mnie!- wydyszał, kiedy posłała mu spojrzenie- To nie tak, że to było zamierzone!
 Zachichotałam, dając mu małego kuksańca, kiedy opierał się o ścianę obok siostry.
-Jest wrzodem na tyłku.
Udawał, że się na mnie złości, ale było coś więcej w wyrazie twarzy, jaki zamierzał zrobić. Jego oczy błysnęły w moim kierunku, niepewność wymalowała się na jego twarzy. Rozmyślał nad tym, czy mówiłam poważnie, czy miałam na myśli to, że jest wrzodem na tyłku. Widziałam ten strach na jego twarzy, myśl w jego głowie, że może naprawdę nienawidziłam go za te jego beztroskie akcje z ostatnich czasów, że może nie żartowałam. To było tylko teraz, kiedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo nienawidził siebie za zranienie mnie i jak- prawdziwie- ja nienawidziłam jego, w sposób, kiedy zostawił mnie samotną, gdy potrzebowałam go najbardziej. Nigdy sobie nie zaufamy, nie naprawdę. Nigdy nie będziemy w sobie zakochani tak, jak za pierwszym razem, nasz cały związek będzie jak wyścig z jajkiem z wiedzą, że nie będę potrafiła mu prawdziwie wybaczyć, a niezręczność będzie się unosić w powietrzu, jak ciemna chmura w letni dzień.
-Nie kłopoczcie się z imieniem. Ja nad wybraniem imienia dla Harry’ego zdecydowałam się tydzień przed jego narodzinami. Prawie nazwałam cię Trevor.
-Louis, Liam, Niall, Zayn i Trevor- zachichotałam, rozpraszając się sekundę później, gdy Ann położyła na stoliku talerzyk z ciasteczkami Mr Kipling, moje zęby w jednej chwili zatopiły się w ich kremową, puszystą bitą śmietankę. Nagle stałam się głodna, a cukier był moją jedyną prawdziwą miłością przez ostatnie 8 miesięcy- Nie ma już takiego brzmienia.
Roześmiała się do mnie, a Harry starał się zagryźć uśmieszek, udając wkurzonego.
-Czy ja wyglądam jak Trevor?
-Trevor!- zaśmiałam się- Brzmi, jak coś, co nazywasz zabawkową żabą.
-Albo Harriet, jeśli byłbyś dziewczynką!- dodała, chichocząc, a ja odrzuciłam głowę do tyłu, śmiejąc się.
Uśmiechnął się do mnie głupkowato, kiedy jego matka stawiała przede mną kubek herbaty, a ja ostrożnie przepiłam tą parzącą ciecz. Popatrzyłam na nią z roztargnieniem, gdy mówiła, doradzając nam mądrze, lata jej mądrości były celem sukcesu jej syna.
-To, co mam na myśli to to, byście się tym nie przejmowali. Właściwe imię samo do was przyjdzie.
Przytaknęłam, zerkając w górę na Harry’ego, który obserwował mnie spod półprzymkniętych oczu, stopniowo popijając napój z kubka. Zwilżył usta, zanim przełknął, unosząc do mnie delikatnie ich kąciki, ale nie dosięgało to jego oczu. Widziałam niepewność, osadzoną głęboko w jego zielonych tęczówkach, rozlewającą się niepoprawnie po całej ich przestrzeni. Szkoda, jaką wyrządził naszemu związkowi ścigała go.
-Harry nie zawsze jest w pobliżu, by kłopocić się imionami- westchnęłam ciężko, nie potrafiąc zapobiec uszczypliwości w moim głosie. Zacisnął swoją szczękę, a ja wbiłam spojrzenie w podłogę, nie chcąc widzieć jego bólu. Ból, który był jego winą, ale to ja roznieciłam ogień. Mój komentarz był ja sól, wysypana na jego rany, a ja nie potrafiłam nawet poczuć się, jakby to było złe posunięcie z mojej strony.
Mogłam wyczuć niepewne spojrzenie Ann, błyskające między nasza dwójką, przez nagłe napięcie, jakie wywołałam. Prawdopodobnie rozmyślała nad tym, co się tutaj dzieje, dlaczego idealna parka zakochanych wydaje się sobie zazdrościć. Kłamaliśmy tak wielu ludziom- nawet rodzinie.
Nagle telefon Harry’ego się rozdzwonił, hałas przebijał się przez napięcie panujące w kuchni. Zaczęłam i odpuściłam, patrząc nerwowo na niego. Przeprosił po cichu z obroną w głosie, co mi się nie spodobało. Wymknął się z kuchni, upewniając się niepewnie, by zamknąć za sobą drzwi, odcinając jego głos. Mogłabym to rozważać- doprowadzać się do szaleństwa pytaniami, kto to może być- gdyby Anne nie przerwała moje toku myślenia.
-Czy między wami wszystko w porządku?- zapytała gorliwie, przemawiał przez nią matczyny instynkt. Przełknęłam ciężko ślinę, upewniając się, że mogę jej zaufać. Może potrafiłaby przegadać Harry’emu tak, jak ja bym nie umiała. Pomyślałam o tym, aby jej powiedzieć, o tym, by wyrzucić to z siebie, jaką ulgę mogłoby to przynieść.
Ale jej błyszczące, niebieskie oczy były pełne zmartwienia. Ona po prostu chciała, bym zapewniła ją, że wszystko jest w porządku- że jej syn jest szczęśliwy, pomijając błędy, jakie popełnił. Że jej chłopiec ma się dobrze. A ja po prostu nie mogłam jej tego zabrać.
-Taa- wymamrotałam. Zdobyłam się na szeroki uśmiech- Mamy się świetnie. On po prostu trochę się oddalił, ale przejdziemy przez to. To jego praca.
Uśmiechnęła się z ulgą, przytakując i siorbiąc herbatę.
-Widzę. Cóż, nie pozwól, by to zaważyło między wami. Myślę, że sekretem jest wspólny pobyt gdzieś na uboczu.
- Spróbujemy- zapewniłam ją skwapliwie, wiedząc, że szanse na to równają się szansom, że urodzę małą pandę. Jej uśmiech trochę się zmniejszył i już chciała coś dodać, kiedy Harry wpadł do środka, sekretnie wciskając swojego iPhona do kieszeni i odchrząkując. Oparł się ponownie o ścianę, w taki sam sposób, jak przedtem, ale było coś niespokojnego w jego zachowaniu. Był jakiś nerwowy, zaciskając i rozluźniając swoje dłonie, szurając w miejscu, jakby gotowy do jakiegoś ruchu.
-Kto to był?- zapytałam, podejrzanie kopnął, kiedy obserwowałam jego nerwowe roztargnienie. Popatrzył na mnie z obawą i wzruszył lekko ramionami.
-Nikt. To był, uh, Nick. To tylko Nick.
Oblizał szybko usta, a jego spojrzenie powędrowało z powrotem do podłogi. Kłamał. Nagle milion i jeden chorych możliwości zaczęło przepływać przez moje zachmurzone myśli. Jedna praktycznie wysunęła się od razu, sprawiając, że szalałam. Co jeśli jest jakaś inna dziewczyna?
Przytaknęłam z powagą, akceptując słowa, jakie wypowiedział. To bardziej niż, pewne, iż to nie był Nick- czy naprawdę myśli, że jestem aż tak głupia? Czy naprawdę aż tak mnie nie docenia?
-To będą cudowne święta. Mogę to wyczuć- rozpromieniła się radośnie Anne- Duże, rodzinne święta- za rok mały szkrab będzie biegał dookoła!
Uśmiechnęła się szeroko, patrząc w dużą przestrzeń. Harry przestąpił niezręcznie z nogi na nogę, mrucząc zniechęcone „taa”, kiedy ja siedziałam, wpatrując się w stół, mrugając, by powtrzymać łzy. Usłyszałam muzykę rozbrzmiewającą z salonu. Głupawy film, który widziałam wcześniej w połowie drogi kątem oka, teraz okazał się być drugą częścią Kevina samego w domu.
Przypomniałam sobie, jak w zeszłym roku byłam wtulona w ramiona Harry’ego w moim starym mieszkaniu, tak blisko, że mogłam wyczuć zapach jego skóry na mojej. Dzień, w którym zaprosił mnie tutaj na święta. Z powrotem wtedy, gdy wszystko było proste- tak bardzo, bardzo proste. Kiedy nie pragnęłam niczego więcej, niż by trzymał mnie mocno, by to coś znaczyło- pewne rzeczy nie zmieniły się po upływie tego roku.
-…Miejcie wesołe, niewielkie Boże Narodzenie.*
*Tekst pochodzi z musicalu Meet me in St. Louis
____________________________________
Chciałabym powiedzieć tylko PRZEPRASZAM. Nie będe sie Wam tłumaczyć, bo to nie ma najmniejszego sensu.
Powiem krótko, rozdziały są długie, a czasu jest mało. Naprawdę postaram się dodać coś w niedzielę, ale boję się obiecywać. W razie czego, pytajcie w tygodniu, np na tt: @ladymorfinepl bo tam najprędzej odpowiem.
Dziękuję bardzo za ponad 12 tys wyświetleń, jesteście wielcy, KOCHAM WAS.
@Harry_FWB
@Tamara_FWB
~Lady Morfine <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz