poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 28

Kiedy kolejne tygodnie mijały, a pogoda stawała się chłodniejsza, wnętrze domu, który tak naprawdę nie był jak prawdziwy dom, jakkolwiek wydawało się być cieplejsze. Pomijając fakt, że Harry, ojciec mojego nienarodzonego dziecka, wolał zimowe noce spędzać z kieliszkami alkoholu niż trzymać mnie w swoich ramionach, to sprawy się polepszały. Po raz pierwszy, co było wiecznością, zawarłam przyjaźń. Dopuściłam kogoś do siebie. Niall przychodził za każdym razem, kiedy nie było Harry’ego. Wystarczyła zwykła wiadomość, informująca go, że jestem sama, a on po dziesięciu minutach stał przed moimi drzwiami, niezależnie od tego, jaka dzieliła nas odległość, czas, bądź grubość warstwy lodu na drogach. Ściągał swój płaszcz w korytarzu i usadawialiśmy się, by oglądać telewizję, zazwyczaj z jakimś jedzeniem na wynos, spędzając wieczór na chichotaniu z siebie nawzajem. Tak łatwo się z nim rozmawiało, a poza tym, zawsze lepiej dogadywałam się z chłopakami. Był taki beztroski, że nic mu nie przeszkadzało. Nawet fakt, że jestem w ciąży. Nawet fakt, że był przyjacielem mojego „chłopaka”. Po prostu tu był; chętny, by dbać po prostu o moje bezpieczeństwo. Był początek grudnia, Harry kręcił się po mieszkaniu w swoim jasnym płaszczu z wielkimi, ciemnymi worami pod oczami. Starałam się go zapytać, gdzie wychodzi, ale on jedynie wzruszył ramionami i powiedział.
-Nick tam będzie.
Jakby to miało coś wyjaśnić. Wyglądało, jakbym narzekała, ale Nick wywierał na nim zły wpływ. Niall zjawił się dziesięć minut po tym, jak loczek się zwinął, dzierżąc w jednej dłoni reklamówkę z chińszczyzną, a w drugiej tort czekoladowy. Znał mnie zbyt dobrze.
-Cześć, piękna- krzyknął, zostawiając jedzenie na wysepce kuchennej, zanim przystąpił do szukania talerzy i sztućców- Mam czarny groszek, bo wiem, że go lubisz, ale możesz też spróbować mojego słodko-kwaśnego, jeśli chcesz.
-Wow, dzielisz się jedzeniem?- zdziwiłam się, wtaczając się do kuchni- Na serio musisz mnie lubić.
-Nie myśl sobie, że tak będzie zawsze- drażnił się z uśmiechem, wyciągając na zewnątrz małe, czyste pojemniki. Jeden z nich wypełniony był ciemnym, czarniawym sosem i papryką z pokrojonym kurczakiem, a drugi był jasno czerwony. Usiadłam na wysokim krześle, wyciągając trochę ryżu i frytek, praktycznie się nad nimi śliniąc.
-Dobra robota, młody pasikoniku- zażartowałam, wkładając do ust łyżkę z mięsem, wzdychając z satysfakcją na przepiękny, niezdrowy smak- To jest absolutnie niebiańskie.
-Dobrze- odpowiedział z szerokim uśmiechem, kiedy zabrał się za swoje własne jedzenie. Dzieliliśmy się jedzeniem i rzucaliśmy nim w siebie, powstrzymując się od śmiechu z pełnymi ustami. Kiedy skończyliśmy, oboje sięgnęliśmy po gigantyczne kawałki ciasta czekoladowego i założyliśmy się, kto je szybciej zje. Oczywiście, że on wygrał, ale oboje skończyliśmy, zwijając się ze śmiechu, z połówkami twarzy, umazanymi w brązowej masie i bułce tartej.
-To dlatego, że twoja gęba jest znacznie większa niż moja- drażniłam się z nim, kiedy czyściłam twarz. Pacnął mnie lekko w ramię, a jego niebieskie oczy błyszczały z rozbawienia. Nie mogłam zdecydować, czy był dobrze wyglądającym chłopakiem, ze swoimi rozczochranymi blond puklami i uroczymi, piegowatymi rysami. Miał w sobie ten urok, który składał się z jego narodowości i akcentu. Ale teraz był dla mnie jak brat- najlepszy przyjaciel. Tym, czego teraz potrzebowałam; światełkiem w tym całym mroku. Nie było mowy, aby stał się kimś więcej- to by było po prostu niestosowne, zważając na moje okoliczności- więc musiałam odrzucić wszystkie atrakcyjności, jakie się z nim wiązały.
Po naszej uczcie, Niall i ja ułożyliśmy się szczęśliwie na białej kanapie, która należała do mnie i Harry’ego, w moim brzuchu bulgotało na ogromną ilość jedzenia. Włączył maraton z „Friends”, a ja uśmiechnęłam się w potwierdzeniu.
-Jak się dzisiaj czułaś?- zapytał mnie rutynowo, kiedy zwinęłam się u jego ciepłego boku, założyłam nogi na jego odziane w szare dresy kolana. Wdychałam zapach jego bluzy, obezwładniająca mieszanka miękkości materiału i ciepłych uścisków.
-Nie tak źle. Wciąż trochę skostniała.
-Dobrze słyszeć- odpowiedział z uśmiechem- Kiedy kolejne usg?
-Już z nimi skończyłam, Niall- zachichotałam, kiedy szturchnął delikatnie mój brzuszek- Tylko kontrole od czasu do czasu.
-Więc masz zdjęcie?- zapytał ostrożnie- Zdjęcie dziecka?
Przytaknęłam z ciepłym uśmiechem. Sięgając do niższej półeczki stolika na kawę i wyciągając je spomiędzy stron gazety.
-Tutaj jest, mały facet. Lubi przetrzymywać mnie bez snu w nocy.
Niall wpatrywał się z oszałamiającym pół-uśmiechem w czarno białą fotografię, w wyraźny zarys mojego dziecka- w kształt jego wielkiej głowy, maleńkiego ciałka i tycich, jak kropelki rączek.
-Wow. To niesamowite, nieprawdaż?
-Taa- westchnęłam marzycielsko, poruszając dłonią na brzuszku- Będzie tutaj za mniej niż osiem tygodni.
-Niewyobrażalne- stwierdził łatwo Niall, wiercąc się ze zdjęciem w dłoni i wpatrując się w nie z roztargnieniem- Jak go nazwiecie?
Moja mina zrzedła, a usta wygięły się powoli w dół, moje serce stanęło na nagły ból i poczucie nieszczęścia.
-Ja, uh, nie wiem. Nawet jeszcze o tym nie rozmawialiśmy- srebrzysto niebieskie oczy Niall’a popatrzyły w moje, które natychmiastowo na wzmiankę o Harry’m zaszkliły się w obawie. On często się za bardzo martwił- Harry’ego nigdy nie ma, a gdy już jest, to nie chce ze mną rozmawiać.
Zapanowała długa cisza, która trwała, wydawać by się mogło, że lata. Niall oczyścił swoje ochrypłe gardło i położył delikatnie zdjęcie na stoliku.
-Gdzie dzisiaj wyszedł?
-Nie wiem- odpowiedziałam, słabo wzruszając ramionami- Powiedział, że Nick tam będzie.
-Więc się upija, nic innego- wymamrotał pod nosem Niall, z krzywym wyrazem twarzy, kiedy ponownie skupił wzrok na ekranie telewizora. Wiem, że to było tylko na pozór; jego wzrok wędrował w zamyśleniu.
-To wszystko, co robi ostatnimi dniami- wyjaśniłam cicho, łącząc swoje palce i patrząc z roztargnieniem- Wychodzi, upija się i wtacza po schodach o 4 nad ranem, wstaje następnego ranka jak łasica i robi wszystko od nowa. Nawet, jeśli wy chłopcy pracujecie, on później wychodzi. Nigdy nie ma go w domu.
Niall obserwował mnie z uwagą, a ja mogłam poczuć, jak mierzy moje uczucia. Powoli te kilka tygodni temu, pozwoliłam mu do siebie dojść; zaczęłam mu mówić, jak się sprawy mają, jak się czuję. Był moim ramieniem, chociaż zamiast płakać, on sprawiał, że się śmiałam. To sprawiało, iż czułam, że żyję, śmiejąc się do niego. To dawało mi dawkę optymizmu za każdym razem, kiedy tak się działo. Jeśli wciąż potrafiłam się śmiać, to właściwie wszystko będzie dobrze, prawda?
-On jest idiotą- wyklął go Niall- Ma tutaj wszystko, czego by chciał, a on bierze to za pewnik.
Po raz kolejny wzruszyłam anemicznie ramionami, rozważałam w myślach. Ponieważ głęboko w środku wciąż Kochałam Harry’ego. Całym moim sercem. To rozdzierało mnie od środka, ta myśl, że on nie potrafi ze mną rozmawiać o tym, co się dzieje w jego głowie- rozdzierało mnie to, że on milczy. To powinna być moja rola, być tutaj dla niego- ale jak mam być dla niego, skoro on mi nie pozwala?
-Nie wiem- westchnęłam zmęczona- Po prostu chciałabym, by ze mną rozmawiał. Marzę, by powiedział mi, co się dzieje… w jego wielkiej, głupiej głowie.
Niall delikatnie złapał za moje ramię, a ja wypuściłam z siebie ostry, niekontrolowany oddech. Nie ma sensu z nim mieszkać, powiedziałam sobie. Nie ma sensu marnować czasu nad rozmyślaniem, gdy on ledwo do mnie gada, nigdy mnie nie całuje, skoro nie ułożyliśmy sobie przyszłości po narodzinach i śpimy w osobnych łóżkach. Zamiast tego skupiłam się na tym, co ma miejsce przede mną. Obserwując ruchy ust, kiedy słowa przewijały się przez moją głowę. Myśląc, że być może Harry czuje się tak, kiedy mnie słucha.


Minęło kilka godzin, zanim wstałam. Zajęło mi chwilę, by otworzyć oczy i zauważyć, że odpłynęłam na kolanach Niall’a. Maraton musiał się skończyć, bo mogłam usłyszeć „Made in Chelsea”.
Jego twarde od przebiegania po strunach gitary palce, kreśliły gładko linie na skórze moich ramion. To sprawiało, że się rozluźniałam, pozwalając uczuciu jego dotyku pokonać wszystko inne. Przymknęłam oczy, kiedy wzory, jakie kreślił, nie były jakimiś szczególnymi wzorami, moje myśli dryfowały. Marząc, bym mogła się transportować wstecz, kiedy to Harry dotykał mnie w taki sposób i miał to na myśli. Wyobraziłam sobie, jak siedzę i całuję jego pełne, ciemno-jagodowe usta, czując jego ciepły język, przebiegający z pasją naprzeciw mojego. Słysząc nadchodzący przez ciszę jęk z głębi jego gardła, kiedy wtulałam swoje ciało w jego.
Ale to nie było realne. W moim brzuchu zatoczyło się straszliwie, kiedy uderzyło mnie to ostro w twarz, jak wymierzony policzek. Harry nawet mnie już tak nie pocałuje. On mnie nie kocha, nie obchodzę go. On nie będzie już Harry’m, w którym się zakochałam…
Żółć powstała w moim gardle na tę myśl. Mój odruch wymiotny zadziałał i zaskoczyłam Niall’a, kiedy uniosłam się, instynktownie przyciskając dłoń do ust i biegnąc z załzawionymi oczyma do łazienki. Upadając na kolana przed zimną, ceramiczną toaletą, wyrzucałam z siebie zawartość mojego żołądka w gwałtownych falach, które nie pozwalały mi nawet złapać oddechu. Od czasu, gdy jedna fala się kończyła, kolejna uderzała mnie z siłą dopóki całe te podłe, palące wymioty nie znalazły się poza moim organizmem, ja dyszałam i się trzęsłam.
-Tamaro?! Wszystko w porządku, o mój Boże, zaskoczyłaś mnie, jak nic jeszcze nigdy w życiu- Niall zmaterializował się za mną, kiedy opierałam się o ścianę, włosy przyklejały się do mojej spoconej twarzy. Upadł na kolana, odgarniając mi z twarzy ich pasma, przez co mógł zobaczyć moje zamroczone oczy. Nie podążałam za jego ruchami, kiedy ponownie wstał, ale słyszałam bieżącą wodę uderzającą o ceramikę. Podał mi kubek wody a ja byłam mu za to wdzięczna. Moje usta piekielnie smakowały.
-Jezu, prawie tu zszedłem- wysapał, przepłukałam usta wodą i wyplułam ją do ubikacji- Prawie dostałem zawału.
-Przepraszam- jęknęłam, okropnie mi się kręciło w głowie. Nagle poczułam się spocona, było mi gorąco i byłam zdezorientowana. Chciałam zsunąć się na zimną podłogę i zasnąć na zawsze- To przyszło tak nagle.
-Nie martw się tym- mruknął, odsuwając włosy z mojej twarzy. Oddałam mu z powrotem kubek i chciałam wstać, krzyżując pod sobą nogi. Asystował mnie podczas wstawania, moje napuchnięte ciało opadło słabo wprost w jego silny uścisk. Czułam się jak gówno.
-Czuję się okropnie- wychrypiałam, mój głos brzmiał, jakbym go nie używała przez wieki.
-Chcesz iść do łóżka?- zapytał delikatnie- Mogę zostać i mieć cię na oku.
-Tak- westchnęłam, świat wirował wokół mnie. Moim głównym celem w tym całym oszołamiającym wirowaniu, była jego piegowata twarz, troska w jego oczach. Jego ostrożne ręce, podtrzymujące mnie, jego dotyk- czuły i opiekuńczy. Przyłapałam się na myśleniu o tym, jakby to było go pocałować.
To byłoby delikatne i komfortowe. Tak jak on.
Trzymał mnie na schodach, doprowadzając mnie do łóżka ze szklanką wody i słomką. Leżałam niewygodnie, moje ciało w jednej chwili płonęło, a w drugiej przechodziły mnie dreszcze. Nie jestem pewna, ponieważ już prawie zasypiałam, a moje ciało było w delirce, ale jego usta dotknęły delikatnie mojego czoła. Szept w moich uszach, obietnica.
-Będę w pobliżu tak długo, jak będziesz mnie potrzebować.
*Perspektywa Harry’ego*
Praktycznie wpadłem przez drzwi wejściowe, lądując w korytarzu na kolanach i wybuchając niekontrolowanym chichotem. Moje ciało trzęsło się od śmiechu, kiedy wstałem na nogi, ciskając drzwiami, by zamknęły się mocno za mną. Trzasnęły z hukiem, a ja uciszyłem się, przypominając sobie, że Tammy może być już w łóżku. Nagle myśl o niej spowodowała, że moje gardło ścisnęło się z czystego, nieskażonego poczucia winy, kiedy pomyślałem o niej, tutaj. Całkiem samej. To, co czułem, to było coś więcej niż poczucie winy; to był wstręt.
Dopiero, gdy rozejrzałem się dobrze, zauważyłem wąską wiązkę światła, wydobywającą się ze szczeliny pod drzwiami do kuchni, zmarszczyłem brwi w zdekoncentrowaniu. Ruszyłem prosto, otwierając je z ciekawością, tylko po to, by moje serce na chwilę upadło, na widok Niall’a usadowionego przy wysepce, pijącego mój sok jabłkowy i czytającego moje wydanie zeszłotygodniowej gazety.
-Niall- bełkotałem nieskończenie, patrząc na niego wściekle z pijackim poruszeniem- Co tu kurwa robisz?
-Zabieram twój czas, dotarcia do domu. Zgaduję, że miałeś dobrą no…
-Wypierdalaj z majego piepszzonego domu!- krzyknąłem, ogarnęła mnie zazdrość o terytorium. Moje myśli pracowały zbyt wolno, by jeszcze ogarnąć, co on tutaj robi- po prostu wiem, że nie powinien być w moim domu, sam, jedynie z moją ciężarną dziewczyną do towarzystwa.
-Harry, poczekaj aż wytłumaczę- westchnął, znudzenie pobrzmiewało w jego głosie. Zeskoczył z krzesła i zaczął kroczyć w moją stronę, wycofałem się, tracąc równowagę i potykając się. Moje plecy zetknęły się z szafką, a ona poruszyła się głośno, ramki ze zdjęciami spadły na ziemię, a ja uciszałem je bezużytecznie. Niall potrząsnął głową na mój upojny stan, a ja znów to poczułem. Wstyd.
-Przyszedłem, żeby zobaczyć się z Tamarą.
-Trzymaj się od niej z daleka!- ostrzegłem go niezdecydowanym tonem, chciałem być surowy, by pokazać mu, jak bardzo cięty byłem- Tam jest moją dziewczyną, wielka cipo- zachichotałem dziecięco na swoją zniewagę.
Zignorował mój wybuch, kontynuując spokojnie to, co miał do powiedzenia.
-Naprawdę źle się czuła, Harry, a ciebie tutaj nie było. To był łut szczęścia, że byłem w pobliżu- mogła zemdleć przy ubikacji, jeśliby mnie tu nie było. Prawdopodobnie wciąż by tam leżała, w basenie własnych wymiocin.
Zacisnął usta w cienką linię, a ja przełknąłem słabo ślinę. To było jak kopniak w jaja. Uderzyło prosto w moją pierś. Leżała tutaj z nim, wyrzucając swoje wnętrzności, kiedy ja byłem poza domem, imprezując… wypluwając swoje własne wnętrzności w rezultacie mojego samolubstwa i beztroskiego usposobienia.
-Przepraszam- wymamrotałem prawie niesłyszalnie- Zostałbym, jeślibym… wiedział…
-Tak czy inaczej powinieneś tu z nią być, Harry- wtrącił, wpatrując się desperacko w moje zamroczone, zielone oczy- Każdej nocy. Ona jest w ciąży; powinieneś być ramieniem, na którym mogłaby się wypłakać. To nie jest moja robota.
-Prze…
-To nie ja potrzebuję to usłyszeć!- wybuchnął, odrzucając wściekle z dala moje przeprosiny. Skrzywił się, kręcąc lekceważąco głową w kompletnej dezorientacji. Stałem niezręcznie, czując się nagle kompletnie głupio za bycie tak pijanym. Miał rację. Powinienem być w domu. I to nie jemu powinienem mówić, że mi przykro- to powinna być dziewczyna, która nosiła moje dziecko.
-Poskładaj wszystko do kupy, stary- namawiał, wstręt ociekał w glosie mojego przyjaciela- Masz niesamowitą dziewczynę, rodzinę. Wszystko, czego byś zapragnął. Bierzesz ją za pewnik, a pewnego dnia się rozejrzysz i zauważysz, że jej nie ma. Odejdzie- takie są fakty.
Zacisnął szczękę, a moje oczy zapełniły się słabo słonymi, alkoholowymi łzami. Więc mu powiedziała? Żaliła się Niall’owi, kiedy ja byłem poza domem, pijąc do zapomnienia, o tym, że marzy, by mnie zostawić, zostawić tą bezużyteczną świnię za sobą?
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Desperacko walczyłem o powietrze, łzy znaczyły moją chłodną skórę, kiedy płakałem.
-Ja… Ja nie…- wziąłem drżący oddech, wzruszając ramionami, gdy uniosłem dłonie, by ukryć przed nim moją zapłakaną twarz. Wpatrywał się we mnie z zimną wrogością. Widział szczerą prawdę tam, gdzie ja jej nie dostrzegałem- Nie chcę jej stracić. Nie myślałem… Nie chciałem tego…
-Cóż, nadszedł czas, żeby się ogarnąć- Niall przeszedł obok, niewzruszony moimi łzami, kiedy się oddalał. Kiedy przemówił z drzwi wejściowych, jego głos był gruby i pełen odrazy. Pogardy. Nie miał teraz dla mnie czasu- on był tylko kolejną osobą, którą od siebie odsunąłem przez swoją głupotę i samolubność- Mógłbyś zechcieć ukryć tę malinkę na szyi. Robi mi się niedobrze; nienawidzę myśleć, jak na nią mogłoby to wpłynąć.
Opuścił mój dom, zatrzaskując za sobą drzwi. Zderzyłem się z wysepką, szlochając. Wyrzuty sumienia wypalały każdą komórkę mojego samopoczucia. Czułem się brudny, zawstydzony. Popełniłem tyle okropnych błędów- tyle obrzydliwych wyborów. Byłem okropną osobą.
Opuściłem dziewczynę, którą kocham, kiedy potrzebowała mnie najbardziej. Odepchnąłem ją i moje nienarodzone dziecko z mojego życia. Zniszczyłem wszystko moim niezdecydowaniem- głównie, dlatego, że byłem egocentryczny, głupi. Ponieważ zdecydowałem, że mam luksus wyboru czy chcę takie życie, czy jednak nie.


Położyłem się zmęczony obok niej na królewskich rozmiarów łóżku, natychmiastowo czując nie do zniesienia gorąco, bijące od jej ciała. Była rozpalona, zdecydowanie, ale wciąż dostrzegałem jej trzęsące się pod pościelą ciało. Obudziła się zaspana, kręcąc się i jęcząc na ruchy, powrót do rzeczywistości z jej niespokojnych snów.
-Hej, skarbie- mruknąłem pod nosem, owijając ramię wokół jej półnagiej sylwetki i przyciskając dłoń do jej spoconego czoła- Jestem teraz tutaj.
-Harry?- pisnęła słabo, a ja musnąłem moimi mokrymi ustami punkt za jej uchem. Przeczesałem palcami jej włosy, wtulając się w nią.
-To ja- odpowiedziałem spokojnie, mając nadzieję, że moja obecność mogłaby ją uspokoić, zamiast znów oburzyć drżącą dziewczynę. Nie wydyszała już żadnego słowa, ale westchnęła i ułożyła się wygodnie, prawie spokojnie, naprzeciw kształtu mojego ciała. Jej paląca skóra naznaczała się naprzeciwko mojej, ale było to bliskie komfortu. Po prostu bycie blisko niej. Wszystko zostało zniszczone przez swędzące uczucie na mojej skórze, czułem się brudny, jakby całe moje ciało roiło się od robaków. Mogłem poczuć na sobie jej ręce, poczuć jej pot na mojej skórze. Byłem na siebie oburzony; czułem to w kościach. Wstyd. Nieskażony, tchórzliwy wstyd.
Starałem się zapomnieć. Skupiałem się na kwitnącej dziewczynie w moich ramionach, na jej pełnych, kobiecych kształtach, które reprezentowały rodzinę, którą dla mnie podtrzymywała.
Może, jeśli próbowałbym wystarczająco mocno, mógłbym to wszystko dla niej zrobić. Może nie wszystko było jeszcze stracone. Może- tylko może- wciąż możemy dać temu razem radę, w miłości.




-Mocniej- jęknęła w moje ucho, kiedy pieprzyłem ją szybko, moje ciało skręcało się z brudną, stopniową, pijaną satysfakcją, kiedy zaciskała się na moim kutasie- O, Boże, Harry!
-Kurwa, tak- jęknąłem, moje zmysły nadchodziły z niespełnioną siłą, gdy sięgnęła dłonią między nas, poza zadartą na jej talii czarną spódniczkę i zaczęła zataczać kółka na swojej łechtaczce. Jej smukłe uda drżały wokół mnie, jej ciało oparło się o lustro w barowej łazience, z każdym wściekłym pchnięciem, jakie jej dałem. Odrzuciła do tyłu głowę, długie, ciemne włosy opadały kaskadami na jej ramiona. Jej cycki wyglądały niesamowicie pod tym kątem.
-Harry!- wydyszała, kiedy jej ścianki ściągnęły się na moim twardym kutasie, jej ciało pulsowało i drżało, kiedy orgazm przejął nad nią kontrolę. Moje myśli wygasły, oczy zamknęły się, kiedy spuściłem się w nią i jęknąłem grzmiąco w powietrze. Tak dobrze było sobie popuścić- poczuć przyjemność z prostego, bezmyślnego, taniego pieprzenia.
Kiedy otrząsnęliśmy się ze swoich szczytów, oparła się o zaparowane szkło i sapnęła.
-Nie mogę uwierzyć, że właśnie to zrobiliśmy- zachichotała w moje ramię, kiedy ja łapałem oddech. Moje serce szalało, a żołądek zaciskał się okropnie. Było mi niedobrze z poczucia winy. Zatrzepotałem oczyma, otwierając je i napotykając jej ładnie osadzone, niebieskie. Wymusiłem uśmiech pomijając ochotę na wymioty.
-Tak, Lydio. Ty i ja, oboje.
______________________________________________
I jak wrażenia? Niezłe zwroty akcji, no nie? Piszcie w komentarzach, co o tym sądzicie, bo już powoli zbliżamy się ku końcowi Friends with Benefits :)
Przepraszam za opóźnienie, ale melanż poniósł, a dzisiaj nie chciało mi się iść do szkoły, więc zamiast siedzieć bezużytecznie na lekcjach poświęciłam ten czas na tłumaczenie, mam nadzieję, że się podoba.
Dziękuję za wszystkie komentarze! Xxx
Pozdrawiam~Lady Morfine <3
@Harry_FWB
@Tamara_FWB

@ladymorfinepl  
P.S. sorki za takie pomylone akapity, ale jak zwykle coś wcisnęłam i nie potrafiłam tego naprawić xD

3 komentarze: