niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 27

Starałam się najlepiej, jak potrafiłam, by nasz dom w Kingston był przytulny.
Upewniałam się, że kiedy Harry wróci co wieczór do domu, będzie na niego czekał ciepły, domowej roboty posiłek- który jedliśmy razem w śmiertelnej ciszy. Świeciłam świeczki w naszej sypialni, sprawiając, że całe pomieszczenie pachniało lawendą, ale wydawało się, jakby on tego nie zauważał. Nie spędzał już ze mną czasu. Wolał wejść każdej nocy do domu, wspiąć się po schodach, zamknąć w łazience, by wziąć prysznic i iść spać. Już mnie nie słuchał, a jeśli, to zawsze zerkał roztargniony na swój telefon, lub na nim pisał, kiedy się do niego zwracałam, a potem patrzył zdezorientowany i bez entuzjazmu mamrotał zwykłe „co?”.
Rozłożyłam kilka naszych wspólnych zdjęć, parę z nich było z zeszłego roku, kiedy byłam u niego na święta. Powrót do tego, gdy byliśmy razem szczęśliwi, gdy chciałam, byśmy byli czymś więcej niż byliśmy-  z powrotem wtedy, kiedy był tylko seks. Teraz chciałabym, by nigdy nie doszło do czegoś więcej. Tylko on mnie nigdy nie zawiódł.
Pewnego dnia, kiedy został w domu, założył na siebie jakieś stare dżinsy, czarny, wyblakły podkoszulek i wyszedł do sklepu po farbę. Powiedziałam mu po raz kolejny, że nie ma takiej potrzeby, że możemy zamówić ekipę, ale dla mojej informacji on był całkowicie, kurwa, zdolny, by pomalować pokój dla swojego dziecka, bez płacenia komuś, by to zrobił- jego słowa, nie moje. Wciąż się irytował, a ja musiałam zważać na słowa, kiedy byłam w jego towarzystwie. Zauważyłam, że ostatnio przestałam się w ogóle odzywać, przestraszona, że mogłabym powiedzieć coś, co mogłoby go przez przypadek zezłościć. Cisza między nami powoli się wzmagała. Jedynymi czynnościami, które dzieliliśmy, kiedy byliśmy razem, ostatnimi czasy były jedzenie i spanie. Gdzie się podziała ta pasja?
Przynosiłam mu od czasu do czasu kubek herbaty, stąpając na palcach, przez bałagan, po pokrytej białą folią podłodze, chroniącą drogie drewno i nie mogłam nic poradzić na bolesne uczucie w moim gardle, kiedy zawiesiłam na nim oko; jego pokryte farbą ciuchy, zadarta nad zwisającymi nisko dżinsami koszulka, a gumka od jego bokserek Calvina Kleina była całkowicie widoczna. Stałam niezręcznie po środku pokoju, czekając aż mnie dostrzeże, w moim brzuchu przewróciło się delikatnie, kiedy przemówił.
-To dla mnie?
-Tak- powiedziałam cicho, kiedy się przeciągnął, mięśnie odznaczały się widocznie pod jego skórą na jego ramionach, gdy jeździł wałkiem po ścianie, przykrywając poprzedni zielony kolor nowym, ciepłym kremem- Męcząca robota, mam rację?
Westchnął, odkładając ostrożnie wałek na rozłożone pod jego stopami gazety.
-Tak, jestem wykończony- odebrał kubek z mojego uścisku i wziął długi łyk, jego jabłko Adama zadrżało- Dzięki.
-Nie ma sprawy- odpowiedziałam, cofając się w kierunku drzwi, trzymając się za brzuch. Moje ciało było dzisiaj sztywne, odczuwałam ból w stawach, to było okropnie męczące. Zanim dotarłam do drzwi, zawołał mnie ponownie. Moje imię zamajaczyło niepewnie na jego języku, jakby pozostawiło jakiś zabawny smak w jego ustach.
 -Tak?- wymamrotałam bez entuzjazmu, nie kłopocząc się, by się obrócić i na niego spojrzeć. Jego głęboki, ochrypły ton nie ekscytował mnie tak, jak dawniej. Nie wabił mnie on.
Zapanowała długa przerwa, a ja uszczypliwie pomyślałam, że marnuje mój czas. Miałam dzisiaj inne rzeczy do roboty.
- Zostań na chwilę- wymamrotał wreszcie, jego głos zmienił się, nagle stając się słabym, błagającym dźwiękiem wydobytym z głębi niego. Zastanawiałam się czy zostać na chwilę czy nie. Zostać czy iść, zostać czy iść. W końcu nawet nie cieszę się już tak jego towarzystwem, ale postanowiłam go nie denerwować, więc odwróciłam się na pięcie i dołączyłam do miejsca na podłodze, gdzie siedział po turecku. To potrzebowało cholernie wielkiego wysiłku, by usadowić moje wielkie ciało na podłodze, czując się jak słoń, kiedy bezskutecznie starałam się ułożyć wygodnie. Siorbał swoją herbatę, nie mówiąc nic i obserwując mnie ze zmrużonymi oczami tak, jak zawsze. Ze sztucznym, zadowolonym uśmiechem na ustach, który nikogo nie nabierał.
-Jak się dzisiaj czujesz?- zapytał i brzmiał, jakby go to choć trochę interesowało. Zerknęłam na niego w czystym zaskoczeniu. Przez cały tydzień mówiłam mu, jak się czuję i najwyraźniej zostało to w jego głowie.
-Dobrze. Trochę skostniała.
-Mam nadzieję, że poczujesz się lepiej- mruknął, jego głęboko zielone oczy przebijały mnie. Pełne były troski, czegoś pomiędzy kłopotliwą niepewnością. Nie byłam do końca pewna, którego z tych uczuć nienawidziłam bardziej- jego zmartwienia, czy niezdecydowania- Wciąż miewasz bóle głowy?- zapytał monotonnie.
Zacisnęłam zęby w smutnej frustracji. Bolała mnie głowa przez dwa dni w tym tygodniu, mówiłam mu to wyraźnie. Wspomniałam mu o tym prosto w twarz dwa razy i rozmawialiśmy o tym od czasu. Wszystko, co do niego mówiłam, wpadało mu jednym uchem, a wypadało drugim.
-Nie dzisiaj.
-Dobrze- zapadła ciążąca cisza, gdy oboje zdaliśmy sobie sprawę, że mieliśmy trudności z tym, co do siebie powiedzieć. Opuścił niezręcznie swój wzrok, kubek zetknął się z jego ustami, by uniknąć ciszy, przerywając ją jego siorbaniem i przełykaniem. Westchnęłam ciężko, przykładając dłoń do mojego wystającego brzuszka, w odpowiedzi na kolejne kopnięcie. Nie był zbyt niespokojny. Jego ruchy były delikatne, a ja cieszyłam się, mając krótką przerwę od jego ciągłych ataków na mnie.
-Mama chce, byśmy przyjechali na święta- powiedział nagle, oczekując niespokojnie mojej reakcji- Dawno cię nie widziała. Jest podekscytowana byciem babcią.
Uśmiechnęłam się niejasno. Ann tylko raz widziała mnie podczas ciąży, pewnego dnia, kiedy przybyła przelotem, który był nie mniej uroczy. Zapewniła mnie, że zawsze jest do pomocy, jeśli potrzebowałabym jakiejś rady, lub pomocy z ciążą, albo gdy już dziecko się urodzi, a ja nie mam własnej mamy, do której mogłabym się zwrócić. Naprawdę to wtedy doceniałam, a ona cała się promieniała, czując moje kopnięcia. To było wtedy, kiedy wszystko wciąż było dobrze. Kiedy to wszystko było pewne.
Posłałam mu mały uśmiech- Brzmi dobrze- przypomniałam sobie zeszły rok z lekkim smutkiem, święta, które spędziłam z nim i jego rodziną. Mój wzrok powędrował do nagiego nadgarstka, gdzie zwykłam nosić bransoletkę , którą dał mi zeszłego roku, tą, z wyrytymi na niej inicjałami. Ściągnęłam ją kilka tygodni temu, po tym, jak mieliśmy bardzo poważną kłótnię. Nie chciałam, aby mi o nim przypominała i nawet nie rozważałam, by ją tam z powrotem założyć. Ona już więcej nic nie znaczyła, prawda? Nie, kiedy ledwie ze sobą rozmawiamy.
-Święta będą wyglądały inaczej, kiedy on się pojawi- wyrzuciłam nagle, nie zważając na słowa, kiedy moje myśli tonęły, a ja instynktownie powędrowałam dłonią do mojego podbrzusza- Będzie pisał do Mikołaja. Będziemy mieli rodzinne święta, tylko nasza trójka.
Nie odpowiedział, ale zauważyłam, jak przełyka niezręcznie ślinę. Jego oczy zabłyszczały dziko, wpatrując się w podłogę, dostrzegając rzeczy, których ja nie mogłam. Odstawił kubek na drewnianą podłogę, wstając nagle, odchrząkując w głuchej ciszy.
-Lepiej wrócę do roboty.
-Ale… nie skończyłeś jeszcze swojej herbaty- zakwestionowałam słabo w zdezorientowaniu, owijając dłonie wokół wciąż ciepłej porcelany.
-Cóż, skończyłem- wyrzucił, wyczułam potencjalny gniew na skraju jego tonu. Podniósł gwałtownie wałek, maczając go w farbie i jeżdżąc nim nieubłaganie po ścianie, nagły przypływ agresji zamajaczył w jego energicznych ruchach. Czułam, jak w moim gardle formuje się wielka gula, wiedziałam, że nie zniosę tego dłużej. Byłam bliska załamania.
-Nie rozumiem, co jest nie tak, Harry.
Mój głos był niekształtnym szeptem. Typowy przykład słabości, wrażliwości. Z potrzeby zrozumienia, by wiedzieć, co chodzi po jego głowie.
-Wszystko w porządku.
-To kłamstwo.
Obrócił lekko głowę, zerkając na moją ciężarną sylwetkę, stojącą po środku na białej podłodze. Z trzęsącymi ustami, zaszklonymi oczami. Cholernie chora przez uczucie bycia ciężarem- jakbym była niechciana. Nie wykrztusił ani słowa, ale zauważyłam, jak jego broda chyli się ku dołowi w poczuciu winy.
-Jeśli nie chcesz tu być- westchnęłam- Jeśli nie chcesz tego dziecka..
-Jasne, że chcę!- warknął żałośnie, ale w jego głosie była ta ciężkość, która zdradzała jego kruchość- Oczywiście, że go chcę.
Zapanowała nieruchoma, bezdźwięczna przerwa między nami. Obróciłam się w miejscu, z wyschniętymi ustami, kiedy kończyłam swoją wypowiedź.
 -Jeśli nie chcesz tego dziecka, Harry… możesz nas zostawić. Odejść. Tylko wyciągnij mnie z niepewności i powiedz, dlaczego. Proszę- wciąż stał wryty, tylko oddychając. Słuchając- Ponieważ wiem, że nie jesteś szczęśliwy. A jeśli nie jesteś szczęśliwy…
Drążyłam nędznie. Nic nie powiedział. Ale wałek spoczął po jego boku, ramiona zwisały bezwładnie, a brwi miał zmarszczone. Zbyt dużo czasu minęło, odkąd ostatnio widziałam jego uśmiech. Potem westchnął i znów zaczął pracować, powoli, spychając mnie na koniec swojego umysłu.
-Po prostu to zostaw, Tamaro.
Otwarłam usta, by coś powiedzieć, ale moje słowa natrafiły na gulę w gardle.
-H-Harry…
-Po prostu to zostaw!- wrzasnął, rzucając wałek o podłogę i chlapiąc farbą świerkowe deski, brzeg szafy i moje spodnie. Jego dłonie chwyciły dziko jego poburzone włosy, wyglądało to tak, jakby chciał je wszystkie wyrwać. Zamknął oczy. Pomijając to, jak bardzo go teraz nienawidziłam, chciałam pocałować go tak, jak dawniej. Sprawić, by się polepszyło.
Jego zielone oczy się otworzyły i popatrzył na mnie i to była tylko chwila, gdy zauważyłam łzy napływające do jego zielonych tęczówek. To cierpienie w nich, prawdziwa walka. Jego głos był delikatnym szeptem. Szalony wniosek.
-Po prostu to zostaw.
*Perspektywa Harry’ego*
Malowałem pokój dziecka przez cały dzień i postanowiłem dokończyć pracę jeszcze następnego ranka. Promowaliśmy właśnie naszą nową piosenkę, co wiązało się z wywiadami i sesjami zdjęciowymi, a na dokładkę było jeszcze więcej wywiadów. Owego dnia byliśmy w siedzibie Top of the Pops*, ubrani w zabawne, kolorowe stroje i zadawali nam, jak zwykle te same, stare pytania. Wszyscy mieli zapisane przez zarząd odpowiedzi tak, że nie mogliśmy zawieść oczekiwań naszych kochanych fanów. Naprawdę nie byłem w humorze. A głowa była mile stąd- jak zazwyczaj.
Czego chłopcy szukacie w dziewczynie?
Ciasnej cipki, pomyślałem natychmiastowo i wyszeptałem to do Louis’ego, siedzącego po mojej lewej. Zachichotał, a ja uśmiechnąłem się usatysfakcjonowanym uśmiechem do reportera.
-Ładnych oczu- powiedziałem.
Harry, w tym roku zostaniesz tatą! Cieszysz się?
Serce zamarło mi w piersi, gardło się zacisnęło, a w ustach mi zaschło. Pomyślałem na powrót o siedzącej samej w domu Tamarze.  W ciąży. Noszącej moje dziecko.
Kiedy kładłem się do łóżka zeszłej nocy ona do mnie nie dołączyła. Zerkałem do kilku wolnych pokoi i zauważyłem ją zwiniętą, na niepościelonym łóżku, kiedy już spała. Dostrzegłem aluzję i z ciężkim bólem na sercu zdałem sobie sprawę, że wcześniej czy później będę musiał się ogarnąć, uporządkować myśli, dorosnąć i zdecydować, czego w ogóle chcę. Ponieważ moje życie rozpadało się wokół mnie.
-Nie mogę się doczekać bycia tatą- wyrecytowałem słodko z pamięci- Zawsze chciałem mieć swoją własną rodzinę, odpoczywać, mieć dzieci, wiesz. Tamara i ja jesteśmy naprawdę razem szczęśliwi. Kocham ją i oboje jesteśmy bardzo podekscytowani, więc tak.
Przełknąłem ślinę, kiedy skończyłem wypowiadać ten stek kłamstw, słowa zostawiły w moich ustach okropny smak oszustwa. Louis lustrował mnie ostrożnie, a ja przywdziałem uśmiech, by ukryć pustkę wewnątrz mnie, ale wiedziałem, że jest już za późno. Widział smutek w moim wyrazie twarzy i zamierzał zadawać mi pytania. Czasem gardziłem tym, jak bardzo się o mnie troszczył.
Nie powinien. Nie byłem tego wart.
Kiedy dziewczyna w końcu skończyła swoją robotę, a my mogliśmy iść, podniosłem się i skierowałem prosto do garderoby, by przebrać się w moje zwyczajne ciuchy. Założyli mi kolejną pierdoloną muszkę i czułem, jakbym się dusił. Kiedy wszedłem do pokoju, muszka już zwisała wokół mojej szyi, a koszula rozpięta była u góry, ukazując skrawek mojej klatki, zatrzymałem się, kiedy zauważyłem za rogiem postać ochrony, nagle przełknąłem łzy, które chciałem z siebie wypuścić.
-Oh, Harry!- krzyknęła, błyskając swoim uzębieniem- Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć….
Lydia, nowa asystentka stylistki. Chciała nabyć trochę doświadczenia w branży, a miała znajomości z wielkiego- serca Lou, która łamała zasady, pozwalając jej na tydzień współpracy z nami. Była wczesną dwudziestolatką, dopiero skończyła swoje studia. Rażąco dobrze wyglądała, z długimi ciemnymi włosami i ładnie osadzonymi, niebieskimi oczyma. Za które można umrzeć. Skłamałbym, jeślibym powiedział, że nie myślałem o niej tylko pod zwykłym kątem, ale potem pozostała czwórka zdawała się dostrzec w niej to samo. Nie było nic złego w docenianiu jej- ponieważ była co najmniej gorąca.
-W porządku, skarbie- powiedziałem, pieszczotliwy zwrot, wypowiedziany przeze mnie z przyzwyczajenia sprawił, że jej twarz lekko się rozpromieniła.
-Oh, dobrze- zachichotała na wdechu, szurając piętą o podłogę. Miała na sobie spodenki, odkrywające nogi. Zmarszczyła na mnie swoje cienko wymodelowane brwi- Wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś miał się rozpłakać.
Cóż za subtelność, Lydio.
-Nie, wszystko dobrze. Naprawdę- dodałem ostatnią część, kiedy uniosła na mnie brew. To naprawdę nie był jej interes, pomyślałem z oburzeniem.
Zamilkła wtedy, już miałem pytać, czy idziemy, kiedy ona wzięła to na siebie, przejeżdżając dłonią po mojej klatce i mówiąc.
-Jeślibyś kogoś potrzebował, będę tutaj, jasne?- jej głos był melodyjnym pomrukiem, a z jej oczu wciąż krzyczała niewinność. Była starsza ode mnie, ale mogłem stwierdzić, że nie przeszła zbyt dużo w swoim prostym życiu. Przytaknąłem lakonicznie głową w odpowiedzi, desperacko starając się odnaleźć część mnie, która jej pragnie. Część mnie pragnęła uprościć moją kurewsko tanią bezmyślność. Że nie chciałem niczego innego, co już miałem w życiu.
Zamknęła za mną drzwi, a ja powróciłem do rozbierania się. Chciałem zostać z moimi myślami, sam. W końcu wszystkich nienawidziłem. Ale oczywiście on musiał iść i mnie śledzić, a ja miałem ochotę się na niego wydrzeć, ponieważ naprawdę nie byłem w humorze na to, ale dałem mu się wygadać, mając nadzieję, że po prostu to tak zostawi.
Po prostu to zostaw.
-W porządku, stary?- zachęcił mnie Louis, zamykając za sobą drzwi, kiedy ja ściągałem z siebie luźne spodnie.
-Tak.
Zrobił przerwę, a ja usłyszałem jego kroki, kiedy się zbliżał.
-Jesteś pewien? Wydajesz się być trochę nieobecny- Nieobecny. Powiedział to, jakby nie zauważył, że ostatnimi miesiącami się załamałem. Jakby wszystko było kurwa świetnie, aż do dzisiaj.
-Mam się dobrze- zapewniłem. Rozmyślałem wewnętrznie nad graniem, ignorując całą moją odpowiedzialność i bycie totalnym kutasem, to było jakieś podświadome wołanie o pomoc. Cóż, nie okazywałem tego na zewnątrz. Nie chciałem niczyjej pomocy.
-Wszystko w domu dobrze? Jak Tamara- zrobił przerwę-I dziecko?
-Wszystko w porządku- starałem się go przekonać, ale sam głośno i wyraźnie słyszałem drżenie w moim głosie.
-Jesteś przekonany?
-Przysięgam, Louis!- obróciłem się do niego twarzą, formując uśmiech. Marzyłem, by się zamknął. Naprawdę nie chciałem się w to wszystko zagłębiać, ponieważ skończę na tym, że powiem coś, czego nie powinienem. Nie chciałem dostrzegać tego, co dzieje się w mojej głowie, ponieważ to wszystko było popierdolone, a on zdałby sobie sprawę z tego, jak cholernie samolubną osobą jestem. Wszyscy by to zobaczyli.
Mogłem zobaczyć w jego oczach, że tego nie kupił. Westchnął, unosząc na mnie sarkastycznie brwi.
-Czy ty myślisz, że jestem głupi, Haz?
Przełknąłem ciężko ślinę, odwracając się, tylko po to, by mógł mnie chwycić za ramię.
-Po prostu powiedz mi, co się dzieje.
-Nic- jęknąłem jak zirytowane dziecko, wyrywając się z jego uścisku- Powiedziałem, że wszystko w porządku.
Słuchał uważnie, robiąc kroki tak, że był przede mną, sztyletując wzrokiem moją duszę. Czułem się niespokojnie. Czułem, jak się załamuję. To był właśnie powód, dla którego przestałem patrzeć Tamarze w oczy- ponieważ wtedy mogłaby dostrzec to, co naprawdę czułem.
-Wcale nie jest w porządku- mruknął delikatnie.
Uniosłem bark w próbie wzruszenia ramionami, jakby to wszystko było nieważne.   
-Po prostu powiedz mi, co się dzieje, Harry.
Chwycił delikatnie moje ramię, a ja poczułem, jak tamy puszczają. Musiałem to komuś powiedzieć. To wszystko kotłowało się w mojej głowie, wszystkie te torturujące myśli, które nie miały ujścia. Doprowadzały mnie do szaleństwa.
-To wszystko- szepnąłem słabo, pociągając głośno nosem, by powstrzymać łzy- Ale to nic. To wszystko jest w mojej głowie. Tyle głupich rzeczy…
-Po prostu zacznij od początku- namawiał. Zakryłem dłońmi czoło, usilnie starając się ukryć moje pełne łez oczy. Wszystko miało wyjść na wierzch.
-Czuję się, jakby wszyscy tak dużo ode mnie wymagali. Tamara. Ty. Moja mama. Media. Kurwa, ja oczekuję od siebie więcej niż później daję- westchnąłem drżąco, patrząc w górę na sufit- Nie wiem, czy potrafię to zrobić- być tatą. Jestem za młody, Lou. Nie wiem czy go chcę, nie wiem czy chcę jej…
-Kogo?
-Tamary- westchnąłem, przełykając ostre uczucie w moim gardle- Kocham ją, naprawdę ją Kocham, ale mam tylko osiemnaście lat i mam z nią spędzić resztę mojego życia… nie wiem, czy będę tak potrafił. A dziecko…
-Cóż, nie ma sensu go w to wszystko mieszać- poradził mi- Nie możesz się go teraz pozbyć. Musisz z nią pogadać, wszystko wyjaśnić.
-Ale ja nie wiem, czy ją kocham, czy nie!- wybuchnąłem. Zaoferował mi chusteczkę, a ja poczułem się przytłoczony zażenowaniem. Powinienem umieć sobie z tym poradzić. Tego ode mnie oczekiwali- Czuję się, jak najbardziej egoistyczna świnia na świecie. Nie mogę myśleć tylko o sobie, w to jest zamieszane również dziecko i ona. Wszystko spieprzyłem, Louis…
 -Hej, w porządku- pocieszył mnie, klepiąc moje ramię. Potrząsnąłem ostro głową, jego słowa uderzyły prosto we mnie. Nie rozumiał, nie pojmował tego. On nie musiał temu stawić czoła.
-Nie jest- wydusiłem- Lou, ja nie wiem, co mam zrobić. Myślę… ja poważnie myślę o odejściu. Nie widzę innej opcji. Nie wiem, czy potrafię to zrobić…
Wzruszył słabo ramionami, chwytając moją rękę.
-Nie sądzę, aby to był dobry pomysł, Harry. Wiem, że myślisz, że jest źle, ale jest jeszcze dziecko. Nie możesz tak po prostu tego zostawić.
Chciałem na niego zerknąć. Właściwie, chciałem na niego wrzasnąć, bo wiedział, że to jest ostatnia rzecz, którą chciałem usłyszeć.
-Wiesz co- westchnąłem przez moje szlochanie, oddalając się od niego i ściągając koszulkę, zastępując ją cienką, czarną bluzką, którą miałem na sobie rano- Muszę się napić.
-Harry, nie sądzę, by to był dobry pomysł, biorąc pod uwagę stan…
-Nie, ty tego kurwa nie rozumiesz, Lou!- krzyknąłem, kierując się w stronę drzwi, potrząsając głową, starając się uciszyć te wszystkie okropne myśli. To było trochę zaskakujące, wystąpiło to u mnie po raz pierwszy, ale w tej chwili chciałem się napić. Pomyślałem o biednej Tamarze, leżącej w domu i poczułem to znajome poczucie winy w moim gardle. Wstyd. Tak się za siebie wstydziłem.
Byłem bezużyteczny. Wszyscy mnie osądzali, cały świat. Wszyscy mnie obserwowali. Oczekiwali ode mnie tak wiele. Najgorsze z wszystkiego- oni czekali, aż się załamię. Czekali, aż okażę znak słabości, żeby mogli się ze mnie śmiać, plotkować i kpić i w końcu mogliby spokojnie spać w nocy, wiedząc, że mieli co do mnie rację, a ja naprawdę byłem tylko egoistycznym samolubnym chłopakiem, który myślał tylko o sobie i nikim więcej. Harry Styles. Chłopak, Który Zjebał.
Wyszedłem za drzwi, przebijając się szybko przez ludzi i mijając asystentów, drzwi, wózki- wszystko, co stało mi na drodze. Gdzie ja pójdę? Czy to nie było złe? Z moją ciężarną dziewczyną, leżącą w domu. Czekającą na mnie, aż wrócę…
Kiedy wszystkim, czego pragnąłem było pozostanie z dala.
*Perspektywa Tamary*
Kiedy Harry nie zjawił się w domu do czwartej nad ranem, a potem wtoczył się przez drzwi kompletnie pijany, kierując się do wolnego pokoju, o nic nie pytałam. Nie było go, kiedy się obudziłam następnego ranka, nawet jeśli to był jego dzień wolny. Po raz kolejny nie zadawałam pytań. To było jego życie- jeśli chciał je spieprzyć, mógł. Teraz byłam blisko wykopania go. Czułam się, jakbym musiała sama wszystko robić; co właściwie miałam do stracenia?
Snułam się ostatnimi dniami po domu z czekoladą i serią Friends, jako jedynym towarzystwem. Rozmyślałam, jak do cholery Rachel radziła sobie z Emmą, myśląc, jak to będzie, kiedy mój maluszek się pojawi. Popatrzyłam w dół, na mój brzuch, kładąc na nim dłoń dla własnej wygody. Nigdy nie będę całkowicie sama, mając jego.
Wepchnęłam sobie kolejnego twixa do buzi, przeżywając niezbyt atrakcyjnie, wzdychając z niewygody, kiedy zaczął kopać. Przekręciłam się trochę na białej kozetce, jasny, klasycznej marki nowy pokój, jak dla mnie wyglądał bardziej jak przytułek, niż dom. Moja dłoń powędrowała do miejsca, uśmiech wpłynął na moją twarz przez delikatnie bolesne uczucie. Marzyłam, by Harry był tutaj ze mną i się uśmiechał, a moje serce znów zabolało od smutku. Pytałam siebie milion razy, co zrobiłam nie tak, że on musi takiego grać, musi się tak czuć. Odsunęłam od siebie myśl, że tak bardzo nienawidzi przebywania obok mnie, że aż nie wraca do domu. Czy tak bardzo nienawidził naszego dziecka?
Zostałam wyrwana z mojego depresyjnego toku myślenia przez dzwonek do drzwi. Coś nowego. To będzie jego pierwsze użycie, zauważyłam ciekawie. Wszystko w tym miejscu było nowe i nienawidziłam tego. To nie był dom.
Podniosłam się ciężko, ostrożnie wyrzuciłam mój papierek po czekoladzie, by nie ozdobić nowej kanapy brązowymi plamami, zanim skierowałam się niezgrabnie do korytarza. Otworzyłam drzwi, wyglądając przez wizjer. Skrawek blond, ułożonych w quiffa włosów doszedł do mojego wzroku i dziwny, mimowolny uśmiech wykwitł na mojej twarzy.
-Niall!- rozweseliłam się, targając za ciężkie drzwi, by się otworzyły- Cóż, za miła niespodzianka!
-Jak się masz?- zapytał skwapliwie, witając mnie ciepłym, rozpromienionym uśmiechem, kiedy instynktownie lustrował moją zaokrągloną sylwetkę- Trochę… urosłaś…
Jego starania bycia uprzejmym wywołały u mnie uśmiech.
-Jestem jak czołg, Niall, wiem to. Nie musisz owijać w bawełnę.
Zaśmiał się i zerkając zapytał o pozwolenie, zanim przycisnął swoją delikatną dłoń do mojego brzuszka. Jak na zawołanie, moje dziecko kopnęło w to samo miejsce.
-Mówi cześć- zachichotałam, kiedy oczy Niall’a rozszerzyły się w zaskoczeniu. Pamiętam, jak siedziałam w jego salonie, z herbatą w dłoniach, czując się jak najgorsza osoba na świecie. Tego dnia przyszedł mi na ratunek i jestem mu za to bardzo wdzięczna. Nie potrafię sobie teraz wyobrazić życia bez mojego dziecka.
-Jestem pewien, że jesteś podekscytowana- stwierdził szczęśliwy- Ile czasu jeszcze zostało?
-Tylko dziesięć tygodni- stwierdziłam roztargniona, czując jak nerwy kotłują się w moim brzuchu-Niedługo.
-To prawda- przytaknął szczęśliwie, promieniejąc w jednej chwili. Nie mogłam nic na to poradzić, tylko to odwzajemnić; jego szczęście było zaraźliwe. Nie znałam Niall’a bardzo dobrze- ostatni raz spędziłam z nim przedłużony okres czasu, zmagałam się wtedy z największym kryzysem w moim życiu- ale on jakoś potrafił poprawić mój humor, w kilka krótkich chwil, rozmową, której nie miałam od tygodni.
-Jest Harry?- zapytał, rozglądając się, machając przede mną białymi kopertami- To kilka papierków, które musi wypełnić, kontrakt i takie tam. Powiedziałem Paulowi, że mu to przekażę.
Przełknęłam ciężko ślinę, potrząsając słabo głową, kierując się w stronę drzwi, mój kręgosłup bolał od wysiłku, jaki przyniosło stanie z całym ciężarem mojego brzucha.
-Nie, on… dzisiaj wyszedł.
Uśmiech Niall’a zniknął, a ja od razu wiedziałam, że poczuł się źle. Chciałam wrzeszczeć; miałam dość bycia powodem, przez który wszyscy stawali się smutni.
-Gdzie jest?
Wzruszyłam ramionami niezainteresowana, skubiąc moje fioletowe paznokcie.
-Nie wiem. Wyszedł zanim wstałam.
Zapadła ciążąca cisza, kiedy wpatrywałam się uparcie w moje dłonie. Nie chciałam unieść spojrzenia, by zauważyć współczujący wzrok, który mi posyłał. Nie chciałam czuć się słabiej niż teraz.
-Muszę z nim pogadać- zapewnił mnie ufnie- Nie wiem, w co on pogrywa. Zostawiając cię tutaj samą.
-Przyzwyczaiłam się- wymamrotałam, prostując się nagle i sięgając do klamki, przygotowując się na jego odejście. Jego sprawy były gdzie indziej, pomijając to, że chciałabym, aby jego wizyta trwała cały dzień, pewnie miał lepsze rzeczy do roboty niż siedzenie z ciężarnym smutasem, jak ja- On nie lubi siedzieć w domu. Będąc szczerym, jestem prawie pewna, że nie lubi przebywać blisko mnie, ale…
Wymsknęło mi się, zanim mogłam to w ogóle powstrzymać, a Niall wydawał się być teraz skoncentrowany. Znowu się nad sobą użalałam.
Zauważyłam, jak przełyka sztywno, wciskając dłonie do kieszeni i unosząc brwi.
-Tamaro, masz jakieś dorywcze prace do wykonania?- zachwiał się na palcach u stóp, zerkając ponad moim ramieniem, dostrzegając stojące pod ścianą w opakowaniu łóżeczko- Mogę to dla ciebie poskładać, jeśli chcesz.
Wzruszyłam wymijająco ramionami, patrząc na to.
-Harry powiedział, że to zrobi…
-Harry się nigdy za to nie zabierze- uciął Niall, spotykając moje oczy ze swoimi jasno niebieskimi tęczówkami. Były nakrapiane czymś, co mogłam opisać, jako srebro- Jeśli nigdy nie ma go w domu. Może powinnaś wykorzystać towarzystwo,  a ja nie mam dzisiaj nic do roboty.
-Jesteś pewien?- zapytałam go, zapewniając go, że może się wycofać, póki ma okazję- To naprawdę może poczekać. On może się zdenerwować, jeśli zobaczy, że zrobiłam to bez jego wiedzy.
-Cóż, jeśli się zezłości niech przyjdzie do mnie- wyzwał Niall- Zasługujesz na więcej niż obietnicę naprawienia tego „kiedyś”, Tam.
Ostatnia część jego wypowiedzi była połączona z bardziej poważnym spojrzeniem, a ja zdałam sobie nagle z pewnością sprawę, że on naprawdę chce mi pomóc. Że ktoś chce się pomęczyć. Ale w końcu, Niall zawsze był chętny. Nie musiał tego robić, wtedy na ulicy, a jednak to zrobił. On był po prostu osobą z dużym sercem.
Więc cofnęłam się, wpuszczając go, obserwując z uśmiechem i kubkiem herbaty, jak jedną ręką wnosi pudło po schodach i je rozpakowuje. Zaśmiałam się, kiedy przysięgał i wyklinał na instrukcję, a jeszcze bardziej, gdy łączył jedną z nóżek do desek materaca. Zrobiłam mu herbatę, a on podziękował mi ze szczerością; potem, gdy zebrał klej i farbę, gadaliśmy bez celu o niczym, oglądając Friends i pijąc herbatę. Wyszedł o siódmej, zostawiając mnie z uczuciem bardziej niż zadowolenia, którego nie czułam od wieków- poszłam do łóżka z uśmiechem na ustach.
Kiedy Harry następnego ranka miał kaca i był w okropnym humorze, nie kłopotałam się pytaniami, gdzie był. Tylko uśmiechałam się podczas śniadania, rozmyślając o wiadomości, którą dostałam, gdy się przebudziłam.
Głowa do góry, piękna. Zawsze będziesz miała Wujka Niall’a xx
*Top of the Pops- brytyjski program muzyczny w telewizji, produkowany przez radio BBC.
______________________________________
Aww, Niall to taki słodziak, a Harry to chuj. Takie moje zdanie. Ja na miejscu Tamary bym się nie zastanawiała, tylko zostawiła go pierwsza :D

A Wy, jakbyście postąpiły? Czekam na komentarze, bo powoli zbliżamy się do końca i może macie coś do przekazania autorce? Piszcie po polsku, a ja przetłumaczę, lub jak chcecie po angielsku, bo bardzo bym chciała coś do niej napisać :)
@Harry_FWB
@Tamara_FWB
@ladymorfinepl
Chciałabym bardzo podziękować za 11 tys. wyświetleń!, które dostrzegłam wczorajszego wieczora, jesteście kochani! xxxx


Hazza jest pełen uznania :3
Do niedzieli pysie x
~Lady Morfine <3

3 komentarze:

  1. Eee tam, Harrego sie kocha nawet jak jest chujem xD
    Ja bym go nie zostawiła :P
    Rozdział super :D

    Www. Fallen-zayn-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja to odeszłabym od niego i wtedy by do niego dotarło co tak cennego stracił ;/

    OdpowiedzUsuń