*Perspektywa Tamary*
Noc przemijała wolno. Z drugiej strony wydawało się
przemijać leniwie, a minuty mijały
szybciej niż bym chciała. Czterdzieści z nich właśnie mignęło mi chytrze przed
oczami. A jego wciąż tutaj nie było.
Popatrzyłam na zatłoczone ulice miasta spoza moich grubych
krat w oknie, szyba dudniła od odbijającego się od niej deszczu. W odległości,
powyżej fluorescencyjnych świateł miasta, ciemne chmury wylewały ciężko swą
wilgoć, która wściekle spadała na umieszczony pod spodem Londyn. Rzuciłam
wzrokiem na błyszczące kolorami budynki, wieżowce, rozmyślając o ludziach,
chowających się pod lampami ulicznymi, rozświetlającymi teraz żółtym światłem
rogi ulic, kochankowie i przyjaciele i matki. Tylko jeden z tych tytułów może
się dzisiaj do mnie odnosić. Nie lubiłam przyznawać się przed sobą, że go
kocham, ponieważ tego wieczoru byłam zapłakana i zraniona i potrzebowałam
czyjejś ostrożnej troski i uwagi. A on po prostu o mnie zapomniał, o
dziewczynie w domu, która nosiła jego dziecko.
Próbowałam wymyślać dla niego wymówki; był zajęty podczas
trasy, całkiem niewinnie stracił poczucie czasu, albo zgubił ten tor. Jego
głowa wciąż była pełna tego, co się stało z Josh’em, a to zasypywało jego
myśli. Ale nie mogłam nic poradzić na moją zgorzkniałość, ponieważ go teraz
potrzebowałam. Wciąż też byłam na niego zła, za jego gwałtowny wybuch na Josh’a
w obecności fanów i kamer. Ludzie zaczęliby zadawać pytania, zaczęliby gdybać.
Zrobił to, gdy zadzwonił do mnie tamtego wieczoru, głos miał wrogi, szorstki i
niewybaczalny.
-Dlaczego on, Tamaro?
Starałam się mu wytłumaczyć, że to było proste- chciałam, by
nienawidził mnie równie mocno, jak ja nienawidziłam siebie. Ponieważ „mądra
dziewczyna odchodzi, zanim zostanie zostawiona”. A Josh był chętny. Był łatwą
zdobyczą dla moich celi, ponieważ już mnie chciał. Ale Harry był na mnie
wściekły, a to osiadło w środku. Ten chłód w jego głosie, kiedy mówił mi, że
się zawiódł. To mnie zezłościło- czy on nie zdawał sobie sprawy, dlaczego to
zrobiłam, nie widział, że to nic nie znaczyło? Harry nie miał pojęcia, jak jego
oziębłą relacja i jego obecne zagrywki z stosunku do Josh’a we mnie uderzają? Czy
to naprawdę miało wszystkim dowieść, że jest wystarczająco gotowy, by zostać
ojcem? Czy nie zdał sobie sprawy z tego, że mogę się przez to źle poczuć, że
mogę przez to zacząć się ponownie zastanawiać nad tym, czy zatrzymanie naszego
rozkosznego chłopczyka, którego razem stworzyliśmy jest dobrą decyzją, że
wszystkie jego obietnice odnośnie opieki i ochrony naszej dwójki, naszej
rodziny, były w ogóle wiarygodne? Oczywiście, że o tym nie pomyślał, warknęłam
w głowie, ponieważ Harry nigdy nie myśli o nikim innym poza samym sobą. Byłam
za to na niego wściekła, kompletnie rozdrażniona jego bezmyślnością. Krzyczał na
mnie. Wypytywał mnie o wszystko; zostawiając wszystko rozchwiane...
-Wiesz, co, Tamaro?
Nie wiem, czy jestem gotowy, by mieć dziecko, czy oboje jesteśmy na to gotowi.
Może to nie jest dobra decyzja. Ponieważ wciąż się nawzajem ranimy. I nie wiem,
czy będę potrafił sobie z tym radzić do końca życia…
Winiłam go za ciążący smutek w moim wnętrzu, który nie
wydawał się zniknąć, mimo moich prób rozweselenia się, niezależnie od tego, ile
razy upiekłam ciasteczka, albo wyszłam pooglądać rzeczy w sklepach dla dzieci,
oglądałam maratony telewizyjne, albo malowałam paznokcie. Głęboko w środku
byłam zawiedziona. Cały ten chaos, jaki rozgrywał się w mojej głowie sprawiał,
że nie mogłam myśleć, jeść ani funkcjonować. Winiłam za to Harry’ego.
Ale nie byłam na niego zła. Zrzucanie na niego winy było
łatwe, ale to nie była prawda. Prawda była taka, że kochałam Harry’ego
bezwarunkowo. Byłam zła na siebie. To ja go zraniłam. Taka była prawda. To to
sprawiało, że byłam taka smutna, to to sprawiło, że miałam wątpliwości odnośnie
nas, przechodzących przez tą ciąże. Fakt, że wciąż nie jestem dla niego
wystarczająco dobra, nawet po tym wszystkim. Fakt, że nigdy nie będę tego
warta.
-Wiem, że chciałaś
mnie zranić, Tamaro, ale czy to naprawdę musiał być on?
-Taki był cel.
Chciałam cię zranić, Harry i jest mi przy…
-Nie, Tam, proszę.
Tylko nie to.
Spotkanie na lunchu było okropne. Eleanor i Danielle
desperacko pragnęły być przyjazne, a ja byłam im za to wdzięczna, ale ostatnimi
czasy nie nadawałam się do wyjść publicznych i jedyne, co czułam to dyskomfort,
niepewność, brak poczucia bezpieczeństwa za każdym razem, kiedy podejmowały
temat ciąży. Nie chciały, bym się źle
czuła- w rzeczywistości, one chciały być tylko miłe, byłam pewna- ale kiedykolwiek
pytały o termin, zdjęcia, kopnięcia, albo przypadkowo pokazywały na dziecięcy
płaszczyk w sklepie, komentując, jak piękny był, sprawiało to, że czułam się równie
zakłopotana. Nie zdawało się, by mnie osądzały, ale w mojej głowie właśnie to
robiły. Tancerka z sukcesami i ambitna studentka oraz szesnastolatka z wpadką.
Nie pasowałam tam.
Bardzo tęskniłam za Harry’m. Tęskniłam, gdy dziecko
poruszyło się po raz pierwszy. Marzyłam, by tutaj był, bym mogła się do niego
uśmiechnąć, kiedy sunąłby dłonią po moim brzuszku, z ciepłem i czcią na
malutkie życie wewnątrz mnie. Byłam zbyt uparta po naszej kłótni o Josh’a, by
dać mu tę satysfakcję, dzwoniąc do niego, żeby pozwolić mu myśleć, że moje
serce tęskni, by usłyszeć jego głos. Przynajmniej odpowiedziałam na krótką
wiadomość.
Jak tam dziecko? x
Dobrze. Wszystko w
porządku. x
Westchnęłam, przełykając kolejny łyk soku żurawinowego,
pustym wzrokiem patrząc w ciemność na zewnątrz mojej sypialni. Leniwy dźwięk
klaksonu samochodowego przebił się przez szkło, niecierpliwy ruch, który
przypomniał mi, że byłam otoczona przez tysiąc ludzi, a wciąż czułam się
kompletnie samotna. Ikonka obok jego imienia na niebieskim ekranie laptopa
przypominała ponury odcień szarego. Nadal nie był dostępny. Mój wzrok przeszedł
na czas, zauważając, ze straciłam kolejne 20 minut, odkąd ostatni raz
sprawdzałam, na moim pustym, czarnym telefonie. Nie trudził się nawet, by
napisać. Przełknęłam gulę w moim gardle, mrugając wściekle, by odgonić
napływające pod moje powieki łzy, zanim kliknęłam na zamknięcie i wyłączyłam
laptop, kładąc go na szczycie łóżka. Zacisnęłam poły szlafroka, ukrywając
żenujący fakt, że założyłam dla niego ładną bieliznę, tylko po to, by mnie
kutas wystawił. Nasza pierwsza rozmowa na skype, a on się nie pokazał. Uroczo,
pomyślałam kąśliwie, podnosząc się z materaca, włócząc się chorobliwie do
kuchni. Byłam zmęczona i miałam dość tego wszystkiego, łzy spływały teraz
cicho. Byłam żałośnie słaba.
Wyciągnęłam szklankę i nalałam sobie trochę wody. Poczułam
lekki ruch w moim podbrzuszu, uczucie, które mnie wciąż przerażało. Czuję się
winna, że nie powiedziałam Harry’emu, ale nie było cholernej mowy, że to ja
będę tą, która przełamie lody. Byliśmy jak dzikie zwierzęta, zazdrosne i
złośliwe względem siebie, ponieważ jedno posiadało terytorium, którego nie
miało drugie. Przyciągając i ignorując się bezskutecznie, kiedy cały czas
marzyliśmy o tym, by znaleźć się w swoich ramionach. Bezpieczni, gdzie
wiedzieliśmy, że jesteśmy kochani mimo tego, że raniliśmy się nieuchronnie.
Przejechałam dłonią po moim małym brzuchu, uśmiechając się przez
łzy, gdy pomyślałam o moim małym chłopczyku, który za kilka lat byłby
roześmiany z loczkami na głowie. Wciąż z bólem serca rozmyślałam, czy dziecko
było dobrą decyzją, kiedy ja i Harry ledwo ze sobą rozmawiamy po kłótni.
Rozmyślałam, czy naprawdę spędziłabym z nim resztę życia, nazywając go moją
rodziną, kiedy już byliśmy dla siebie oziębli, oddalając się i gardząc sobą.
Może nigdy nie pisana nam była miłość; może to jest zapisane w gwiazdach, że
zawsze coś będzie szło źle i zawsze jedno z nas będzie kończyło ze łzami.
Wszyscy jesteśmy głupcami losu, w najlepszych czasach.
Przeszłam do zacienionej sypialni, tylko po to, by zobaczyć
migający ekran mojej komórki, podniosłam ją ostrożnie. Jedna nowa wiadomość, od
niego, pomijając smutną niechęć, niepewność, chłód i niezdecydowanie w moim
sercu, moje usta wywinęły się w malutkim uśmiechu. Może jednak po tym wszystkim
mu zależało.
Przepraszam, że nie
byłem dostępny, nie mogliśmy się wydostać z miejsca przez jakichś kłopotliwych
fanów, a korki były koszmarne. Naprawię to. xxx
*Perspektywa Harry’ego*
Wystukałem szybko wiadomość, biorąc jeszcze kolejny łyk
mojej whiskey. Potrzebowałem się dzisiaj napić, żeby zapomnieć o tych
wszystkich konfliktach w mojej głowie, a hotelowy bar był wciąż otwarty.
Idealna okazja.
Palący płyn przepłynął w dół mojego gardła, to już moja
trzecia szklanka. Wziąłem długi oddech, moje serce było ciężkie z
niezadowolenia. Wszystko było pogmatwane, z mojego powodu, z jej, nie byłem do
końca pewien. Oboje trwaliśmy w tej bezmyślnej, niedojrzałej ignorancji. Byłem
zbyt zawzięty by zawszeć pokój. Taki byłem i wciąż pragnąłem jej, jak niczego
innego. Im więcej wypiłem, tym dalej w mojej głowie chowały się myśli o niej, a
spojrzenie stawało się bardziej mgliste. Ale wciąż za nią tęskniłem; wciąż nie
potrafiłem zignorować bólu w moim sercu.
Czułem się winny. Pomyślałem o mojej dziewczynie i dziecku w
domu. Jej serce rosło z nadziei, by zobaczyć mnie na ekranie komputera, o nas,
sprowadzających wszystko na dobrą drogę, o naprawianiu rzeczy. Spodobałoby jej
się tutaj. Tutaj jest idealny widok na wieżę Eiffla z mojego balkonu, ikonka
wieży, świecąca jasnymi, mrugającymi światełkami. Marzyłem, by była obok mnie,
patrząc na jasny krajobraz francuskiego miasta. Też bym się cieszył, gdyby tu
była, żeby się we mnie wtulała i grzała dla mnie łóżko.
-Czy to miejsce jest zajęte?
Obróciłem głowę, by spotkać słodki głos, zwracającej się do
mnie wysokiej dziewczyny z ciemnymi włosami i pasującymi do nich oczami.
Powróciłem powoli wzrokiem do mojego drinka, przytakując bezwiednie.
- Nie, nie jest.
Wziąłem kolejny łyk mojej brandy, a ona usiadła, moje myśli
wciąż nieuchronnie były przy mojej dziewczynie. Czy jakakolwiek ilość alkoholu
da radę wyrzucić myśli o niej z mojego organizmu?
-Wyglądasz na trochę smutnego- powiedziała czysto, a ja
rozpoznałem jej londyński akcent. Ale nie odpowiedziałem. Nie byłem w nastroju
na rozmowę, zamiast tego dopiłem drinka i poprosiłem barmana o kolejnego.
-Wódkę z sokiem pomarańczowym, proszę- uśmiechnęła się, a ja
mogłem poczuć na sobie jej uporczywy wzrok. Marzyłem o tym, że skłamałem jej
mówiąc, że to miejsce jest zajęte, ponieważ zaczynała mi grać na nerwach. Już i
tak miałem dosyć na głowie bez jakiejś napalonej fanki, próbującej ze mną
pogadać- Czy jest coś, co pana smuci, panie Styles?
Odwróciłem się od niej, zaciskając zęby.
- Jest w porządku. To nie twoja sprawa.
Była cicho przez chwilę, a ja pomyślałem szczęśliwy, że może
postanowiła się poddać i pozwolić mi się użalać nad sobą. Niestety nie mam
szczęścia.
-Rozmowa może pomóc.
-Nie obchodzi mnie to- rzuciłem, patrząc w jej twarz. W
sumie była atrakcyjna, stwierdziłem, zanim natychmiastowo nie poczułem się
winien. Będę tatą, a ja wciąż myślę o tym, jak atrakcyjna jest przypadkowa
dziewczyna z baru?- Po prostu zostaw mnie samego. Nie chcę z nikim gadać.
Moje słowa były niewyraźne i czysto zirytowane, a ona wciąż
nie reagowała. Wzięła malutki łyk swojego drinka, gdy barman postawił go przed
nią, popatrzyła w moje oczy.
-Możesz zapijać swoje problemy, ale one wciąż tutaj będą
następnego ranka.
Popatrzyłem na nią, potrząsając głową, zanim przełknąłem
nową szklankę odurzającego napoju- Czy to ma coś wspólnego z tym chłopakiem,
twoim perkusistą?
-Co z nim?- odpowiedziałem szorstko.
Wzruszyła lekko ramionami- Cóż, widziałam w gazecie, że
doszło między wami do bójki…
-Ta, cóż…- odparowałem nagle- Co ty masz do tego?
-Chcę pomóc- mruknęła- Wiem, ja to jest być samotnym w obcym
kraju, zapijając swoje smutki- spuściła wzrok, zaciskając usta, a ja wczułem
się w nią. Przeszła przez te wszystkie niezgodne uczucia cierpienia, których ja
teraz doświadczałem. Może mogłaby pomóc- Niech zgadnę; masz złamane serce?
Jej głębokie, czarne oczy patrzyły ciężko na moją sylwetkę,
a ja westchnąłem. Jakoś jej słowa trafiły w sedno, a ja wygadałem.
- Nie właściwie, ale to boli. Moje serce, tak.
-Tęsknota za dziewczyną zostawioną w domu?- zgadywała.
-Tak- westchnąłem, myśląc o jej twarzy, moja piękna
dziewczyna. Matka mojego dziecka- Właściwie za dwoma.
Uniosła brew w zdezorientowaniu, a ja uśmiechnąłem się
powoli. Stopniowo stawałem się coraz bardziej pijany, a słowa wychodziły ze
mnie, zanim mogłem je powstrzymać.
- Jest w ciąży.
Rozszerzyła oczy, a ja zachichotałem, chowając twarz w
dłoniach.
- Wow. Więc to dziewczynka?
-Nie- uśmiechnąłem się czule- lekarz powiedział, że to
chłopiec, ale ja wciąż mam to uczucie. Sądzę, że to dziewczynka.
-To świetnie- uśmiechnęła się, przysuwając się do mnie na
swoim krześle, bliżej, by usłyszeć więcej- A matka?
-Złota*- zachichotałem, upijając więcej drinka- Złota z
nazwiska, złota z natury, to moja dziewczyna.
Wyglądała, jakby przebiegała przez te informacje kilka razy
w swojej głowie, zniżając głos, aż wyszeptała.
-Tamara Gold?
-Ta jedyna- zachichotałem z uśmiechem- Nasza mała
dziewczynka, będzie wyglądała dokładnie tak, jak jej matka.
-Więc dlaczego się smucisz?- zachęciła mnie dziewczyna,
ściągając usta- To wszystko brzmi idealnie.
Moja twarz znów zmieniła się w smutny grymas, gdy
przypomniałem sobie, dlaczego tutaj jestem, cały ten bałagan, który
stworzyliśmy, uczucie między nami- Och. Jest na mnie troszeczkę zła. Nie
jesteśmy w dobrej sytuacji.
-Z jakiego powodu?
-Jest na mnie zła, ponieważ uderzyłem Josh’a. A ja jestem
zły, ponieważ ona…- przełknąłem ciężko nieproszoną gulę, która uformowała się w
moim gardle. Ale mogłem zaufać tej dziewczynie- ona wiedziała, ja to jest- Ona
spała z Josh’em. Myślała, że on może być ojcem, ale zrobiliśmy test na ojcostwo
i ono jest moje. Ale Josh, nie wiedziałem, że to z nim sypiała, wkurzyłem się i
go uderzyłem.
-Pozwól mi to zrozumieć- podsumowała- Ty i Tamara byliście
razem. Sypiała z Josh’em i zaszła w ciążę. Zrobiliście test na ojcostwo i
dziecko jest twoje. Uderzyłeś Josh’a, gdy dowiedziałeś się, że z nią sypiał?
Przytaknąłem smutno.
- Historia mojego życia.** A teraz ledwie rozmawiamy i ja po
prostu… nie wiem, co zrobić. Nie wiem, czy jesteśmy na to wszystko w ogóle
gotowi, czy jesteśmy wystarczająco dojrzali. Jeśli nawet z tym nie potrafmy
sobie poradzić, to jak możemy mieć razem dziecko?
-Mhmmm- przytaknęła cicho- Ale musicie myśleć o pozytywach,
wiesz? Dobrych rzeczach. Wszystko będzie w porządku.
Jej odpowiedź była ostra i pochopna, a ja byłem
nieusatysfakcjonowany; potrzebowałem uspokojenia, czegoś więcej, niż to, co powiedziała-
Ale co ja mam zrobić? Boję się przyszłości. We wszystko wątpię…
-Po prostu do niej zadzwoń. Porozmawiajcie-przełknęła szybko
resztkę swojej wódki, wstając ze swojego krzesła barowego. Obserwowałem ją
bacznie, wyrzucając ze zdezorientowaniem słowa.
- Gdzie idziesz?
Rzuciła mi wymuszony uśmiech- Och, muszę już iść. Mam
robotę. Ale mam nadzieję, że wszystko ci się ułoży, tak?
-Tak- powiedziałem w konsternacji, zaskoczony jej nagłym
wyjściem- Hej, nie możesz zostać na drinka?
-Eh, nie, muszę lecieć- oddaliła się, stukając obcasami o
drewnianą powłokę- Pa, Harry.
-Pa- rzuciłem za nią, będąc nieco zaskoczonym jej nagłą
ucieczką. Ale może miała coś ważnego do zrobienia; ważne było to, że mnie
wysłuchała. Po raz kolejny wyciągnąłem telefon z mojej kieszeni, wystukując z
westchnieniem drugą wiadomość, kilka rzeczy, które musiałem powiedzieć. Zdałem
sobie sprawę, że to było bezsensu, wszystko, ta kłótnia.
Tęsknię za tobą.
Przepraszam, za to całe starcie, to nie w porządku, że musisz się z tym teraz
zmagać. Zawsze Cię Kochałem, Tam i rozumiem, dlaczego to zrobiłaś. Wybaczam ci.
xx
Ekran zabłysł chwilę później, a wibracja zabrzmiała w mojej
dłoni.
Nie zasługuję na
ciebie, Harry. Też Cię Kocham. xx
Nie zajęło mi długo wymyślenie odpowiedzi.
Nie, nie zasługujesz
na mnie. Zasługujesz na coś dużo lepszego. Śpij dobrze, opiekuj się dla mnie
moim dzieckiem… xx
Obserwowałem topniejący w mojej szklance lód. Zraniła mnie,
ale to nie znaczy, że jesteśmy straceni, prawda? Z mojego doświadczenia, zawsze
ranimy osobę, którą kochamy, a ten, kto też nas kocha, również nas rani. Powodem,
przez który zawsze będzie dobrze, jest to, że jej wady były łatwo wybaczalne.
To było cudowne, że ze mną została, w ten sposób ją kocham. Rodzaj miłości,
która boli, ponieważ ją wielbiłem. Wyobrażenie sobie, że jej nie kocham, to jak
wyobrażenie sobie nieegzystowania; jest to niemożliwe. Miała moje dziecko, a my
zawsze będziemy się kłócić i się ranić. Moja głowa tonęła w myślach o reszcie
naszego życia razem, niezależnie, czy naprawdę byłem na to gotowy. Bałem się,
oczywiście, byłem przerażony. To nie było w moich planach, by mieć w taki
sposób dziecko, w wieku osiemnastu lat. Ale Kochałem Ją; Kochałem Nasze
Dziecko, i będę Kochał Na Wieki.
Póki śmierć nas nie rozłączy.
_____________________________________
*Gold= złoty, wszyscy wiedzą o co chodzi :D
**Autorka napisała tam Story OF My Life, a ja miałam zawał i twierdzę, że jest ona prorocznią, bo FWB już od dawna jest zakończone a tu tytuł piosenki z nowej płyty ;o
Ryczę, jak pojebana, nawet nie wiem, jak to skomentować.
**Autorka napisała tam Story OF My Life, a ja miałam zawał i twierdzę, że jest ona prorocznią, bo FWB już od dawna jest zakończone a tu tytuł piosenki z nowej płyty ;o
Ryczę, jak pojebana, nawet nie wiem, jak to skomentować.
Harry, ty niezdaro, sam powinieneś podpisać umowę o
milczenie!
Wybaczam ci za te słowa na końcu :3
A jak Wasze wrażenia? Piszcie, jestem ciekawa! :D
Zajrzyjcie również proszę na tłumaczenie, które przejęłam
INKED :)
~Lady Morfine <3
Mam złe przeczucie co do tej dziewczyny.
OdpowiedzUsuń