Siedziałam w oszałamiającej ciszy, moje serce dudniło w
klatce piersiowej, a żołądek się skręcał. Nienaturalnie błyszczące, czyste pomieszczenie
nagle wydawało się stać przytłaczającym, a przecież powinno dodawać otuchy i
pomagać, ale dla mnie wyglądało to teraz jak kąt piekła, z przekrzywionymi,
małymi, porozcinanymi modelami układów rozrodczych i szyderczymi plakatami
uśmiechających się, szczęśliwych rodzin, drwiących ze mnie ze ściany. Bicie mojego
serca wciąż było szybkie i nierównomierne, zszokowane z powodu faktu, którym
zostałam oświecona i który teraz przenikał przez tkanki mojego mózgu.
Byłam w 8 tygodniu
ciąży.
Moje otoczenie było przyćmione, kiedy rozpromieniona, ścięta
krótko na boba, pielęgniarka w średnim wieku kontynuowała swoje radosne
gderanie o „opcjach” i „planach na przyszłość” i „decyzjach moralnych”. Jej żwawy
głos w mojej głowie brzmiał, jak mieszanina nieistotnych bzdur, a moja głowa
tonęła w natłoku sprzecznych myśli.
Definitywnie byłam w ciąży. Samotna szesnastolatka, w 8
tygodniu ciąży.
Zawsze wyobrażałam sobie, że taki rodzaj wiadomości będzie niszczącym
trzęsieniem ziemi. Że nagle świat się zmieni i obróci, roztrzaskując się wokół
mnie. Na pewno byłoby to jak każdy straszny, okropny i przerażający koszmar, w
którym zawsze bałam się uczestniczyć. Nastoletnia ciąża w mojej głowie
brzmiała, jak najgorsza z możliwych sytuacji, jakie mogły zaistnieć, kropka. Śmierć
byłaby już lepszą alternatywą- ponieważ ciąża w wieku 16 lat brzmiała przerażająco.
To mógłby być koniec świata, wiedziałam to.
A ja wciąż tu jeszcze siedzę. Moje krzesło było znajomo
wrośnięte w podłogę i ku mojemu zaskoczeniu, ziemia się nie trzęsła, ani nie pękała,
nie zapadała się w dół, głęboko, tworząc fragmenty szczelin, ujawniających
rzekę lawy pod moimi stopami. Niebo nie spadło, a ptaki wciąż śpiewały na
zewnątrz finansowanych przez rząd okien. Moje serce wciąż biło, a będąc
szczególnie szczerym, nie czułam żadnej różnicy. Nie byłam bardziej świadoma
niż kilka tygodni wcześniej, istnienia malutkiego życia, znajdującego się we
mnie. Mój brzuch nie był cięższy, bardziej zaokrąglony, czy większy. Czułam się
w sumie idealnie tak samo.
Prawda była taka, że w tym wszystkim, to najbardziej
przerażająca część. Rzecz, która najbardziej wyprowadzała mnie z równowagi. Poczucie,
że życie wciąż będzie szło dalej, tak jak zwykle, nawet teraz, kiedy ta straszna
rzecz mi się przydarzyła.
To przypomniało mi o tym, kiedy byłam siedmiolatką. O momencie,
w którym dowiedziałam się o wypadku.
Twoi rodzice nie żyją,
powiedzieli mi. Twoja siostra nie
żyje, powiedzieli mi. I nawet wtedy, oczekiwałam, że wszystko na całym
świecie się zapadnie, by zacząć płakać, od chmur unoszących się w dół po niebo
będące popiołem, w następstwie po wybuchu nuklearnym. Ale ruch uliczny wciąż był,
mijając roztrzaskany złom śmieci i metalu, który utrudniał ruch na
autostradzie, informując o utrudnieniach jedynie przez niewiele, dobrze
umieszczonych stożków i znaków drogowych. Ptaki kontynuowały swój śpiew, a moje
ciotki i kuzyni kontynuowali swoje gderanie bez celu wokół mnie.
Tak samo jak głupia, szczerząca się pielęgniarka.
Spojrzałam w górę, wyrywając się z letargu, kiedy niejasno zorientowałam
się, jak powtarza w kółko moje imię, by uzyskać moją uwagę.
-Tamaro, rozumiem przez co przechodzisz- upewniła mnie
troskliwie, jej głos był pełen empatii i obrzydliwie chorego zadowolenia z
siebie. Moja ocena na pierwszy rzut oka była taka, że ma w domu kilkoro dobrze
wychowanych, nieśmiałych, małych dzieci i normalnego, przeciętnego męża, który
był żałosny w łóżku. Z wyobraźni pozostała pielęgniarką, pragnąc pomóc młodym,
zagubionym dziewczynom, jak ja, znaleźć właściwy kierunek w życiu, z dala od
pokusy poszukiwania otwartości seksualnej, popularnej kultury i wolności słowa.
Popatrzyłam na nią z powrotem zajadle. Nie, nie rozumiała,
przez co przechodzę. Nie wiedziała, ani nie rozumiała, niczego o mnie, bez
znaczenia, jak mocno w to wierzyła.
-Musisz pozostać otwartą na wszystkie opcje i trochę nad tym
teraz pomyśleć, kiedy masz pewność, że jesteś w ciąży…
-Nie- zaoponowałam szybko- Nie, nie chcę tego. Chcę się tego
pozbyć.
Wesoła pielęgniarka zawahała się z uśmiechem- Cóż, nie
możesz już teraz tak mówić! Nigdy nie wiesz, możesz zmienić swoje zdanie…
Potrząsnęłam wściekle głową- Nie zmienię. Nie chcę tego.
-Miałaś na myśli dziecko- westchnęła z frustracją. Byłam pewna,
że nie spodobało jej się to, że użyłam zaimka bezosobowego. Prawdopodobnie chciała,
bym przemyślała szansę na macierzyństwo i dziecko, którym „Bóg mnie
pobłogosławił” czy coś. Ale ja jeszcze nie przyjęłam decyzji i nie zapowiadało
się, bym to zrobiła. Miałam na myśli to, co jej mówiłam; chcę się tego pozbyć. A
kiedy powiedziałam „tego”, ta rzecz we mnie brzmiała mniej realistycznie. Jeśli
zacznę myśleć o dzieciach, o zmienianiu pieluch, ultradźwiękach i rodzinnych
albumach zdjęciowych, może mnie opętać, a ja nie potrzebuję, by moje głupie
uczucia znów weszły do gry tak, jak to jest zawsze. Nie tym razem.
Popatrzyła na mnie nieprzychylnie, ale kontynuowała swoje
wywody odnośnie „wyborów”, poszukując jakichś ulotek w szafce, wiszącej nad
grzejnikiem za nią. Położyła je przede mną, ale nie bardzo się nimi
zainteresowałam. Wiedziałam, czego chcę; nie zmieni mojego zdania.
Doszłam do tej decyzji podczas wiercenia się na łóżku z
powodu niemocy zaśnięcia zeszłej nocy. Doszłam do wniosku, że nie ma mowy, bym
powiedziała o tym Harry’emu. Nie było też mowy, abym powiedziała to Josh’owi. Było
milion jeden różnych powodów, dlaczego- nie chciałam, by Harry dowiedział się,
że to Josh był tym, z którym sypiałam, bałam się, że Harry mnie odrzuci i każe
mi spadać, bałam się, że dziecko będzie podobne do Josh’a, z którym mój związek
nie miał miejsca, bałam się żałości, jaką powiedzenie im mogłoby spowodować. Aborcja
wydawała się ogólnie najlepszą opcją. Wolny czas, brak problemu, robota
wykonana. Wszystko wróciłoby do normy, a ja byłabym samotna i bezużyteczna, a
Harry byłby wolny i bez problemów. Josh pozostaje bez znaczenia. Stwierdzam, że
to najbardziej korzystna decyzja dla nas wszystkich.
Szczerząca pielęgniarka wciąż gadała, podsuwając w moją
stronę broszurki, planując kolejny termin w ciągu najbliższych dni.
-Wróć, kiedy pomyślisz
o tym trochę więcej i będziemy mogły zwęzić twoje opcje. Chcemy byś podjęła
dobrą decyzję, skarbie!
Zanim się zorientowałam, wypychała mnie za drzwi, moje
dłonie ściskały foldery jasnego papieru, ukazującego rozpromienione mamy, uśmiechające
się do mnie spod dużych, pogrubionych nagłówków dotyczących Aborcji i Adopcji i
wsparcia dla samotnych matek. Kiedy spojrzałam w dół na broszury, nagle
uderzyło we mnie to, do czego zmierza moje życie. Zamienię się w lękliwy obraz
wstydliwej, zniszczonej dziewczyny z niechcianym dzieckiem bez ojca, która
teraz stoi w poczekalni krępej, małej, londyńskiej kliniki planowania rodziny,
czując się zagubioną i przerażoną wizją przyszłości.
Gdzie poszło nie tak?
Przełknęłam głośno ślinę, pędząc przez pomieszczenie pełne
ciekawskich spojrzeń innych kobiet z widocznymi wybrzuszeniami, które siedziały
na kanapach, naprzeciw drzwi, prowadzących na ulicę, wspierane przez swoich
chłopaków i mężów, prędko nałożyłam mój kaptur i naciągnęłam chustę na usta,
dla niepoznaki mojej twarzy. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebuję, jest ten
cały incydent krążący po mediach, poparty zwykłym zdjęciem mnie, opuszczającej
kliniki porodowej o 9 rano.
Wkroczyłam na zaskakująco ciepłą ulicę. Lato nadchodziło
wielkimi krokami. Moje myśli dryfowały i przyłapałam się na rozmyślaniu o tym,
że jeśli zdecyduję się to zatrzymać, to rozwiązanie będzie w marcu- wiosenne
narodziny. Nie tak, jak moje, na początku lipca. Może, jeśli to Harry’ego…
mógłby być miesiąc różnicy miedzy ich urodzinami. Będzie dziewiętnastolatkiem,
kiedy się narodzi, wciąż za młody, by być ojcem.
Jeśli to jego,
przypomniałam sobie. Wprawdzie, jeśli w ogóle to zatrzymam.
Terroryzująca inwazja myśli o narodzinach i pasujących
datach i Harry’m, zawładnęły moim umysłem, oślepiając mnie w chwili, gdy szłam
w dół ulicy. To dlatego nie zauważyłam mężczyzny, w którego weszłam. Zderzyliśmy
się, a naręcze papierów wypadło z moich dłoni, w akompaniamencie mojego
zaskoczonego pisku, kiedy facet, w którego wpadłam w kółko mnie przepraszał. Serce
mi waliło, kiedy upadłam na kolana, wciąż z naciągniętym kapturem, mimo, że
moja chusta się zsunęła, sprawiając, że zaczęłam panikować. Co jeśli nieznajomy mnie rozpozna? Sprzeda temat
do prasy?
-Podniosę to- zapewnił mnie chłopak, podnosząc szybko
porozrzucane papiery. Jego ręka spotkała się z moją, kiedy sięgnęliśmy w tym
samym momencie po ulotkę zatytułowaną „Aborcja”, a refleksyjna akcja sprawiła,
że popatrzyłam w górę, ze względu na fizyczny kontakt. Moje serce zaczęło
wariować z przerażenia, kiedy moje oczy uchwyciły…
I patrzyłam prosto w jasno niebieskie oczy Niall’a James’a
Horan’a.
________________________________
I jak się podoba?
Jak myślicie, co zrobi Tamara?
A i zapomniałam, jesteście #TeamHarry czy może #TeamJosh?
Konta bohaterów:
Do mam nadzieję czwartku!
Cya~Lady Morfine <3
#TeamHarry jestem ciekawa co się stanie w następnym rozdziale ;-)
OdpowiedzUsuńSuper nie mogę się doczekać <3<3<3
OdpowiedzUsuń