Padłam na jedną z sof na zewnątrz studia nagraniowego, z
rękami splecionymi na brzuchu, po raz już chyba dwudziesty dzisiejszego dnia.
-Tamaro, co tym razem jest nie tak?- Alexander, mój manager,
warknął do mnie z niecierpliwym wyrazem twarzy. Przez mój ciągły ból brzucha,
byłam w tyle z planami na dzisiejszy dzień, a on nie był w najmniejszym stopniu
pod wrażeniem. Minęło kilka miesięcy, odkąd widziałam go ostatnio, nie od mojej
całej „przerwy dla złamanego serca w UK” rzeczy. Nie narzekam na taką kilkumiesięczną
separację od niego, w końcu- był seksownym dupkiem.
-Znowu mi niedobrze- wydusiłam z siebie, skręcając się na
ból w podbrzuszu. Próbowałam pozbyć się wzmagających się mdłości i podjąć się ciężkiego
wysiłku próby ocenienia, czy muszę kolejny raz biec do łazienki, czy jednak
nudności przejdą tym razem. Niestety, patrząc na to, jak nie ustąpiły
poprzednie dziewiętnaście razy.
-Weź coś na niestrawność czy coś, nie możemy tak dłużej zwlekać-
powiedział wściekle- Przyrzekłaś, że będziemy mieć, co najmniej cztery piosenki
do końca dnia.
-Nie wiem, jeśli będę mogła- zakwestionowałam, mój głos był
szeptem, gdyż bałam się, że jeśli otworze szerzej usta, to zwrócę.
Westchnął na mnie niecierpliwie- Tamaro, to nie tak, że to
coś strasznego. Musisz to po prostu przejrzeć, a my potem będziemy mogli cię
pod tym podpisać, skarbie.
-Nie chcę tego, mówiłam ci- stawiałam się- Chcę mieć wkład
własny.
-Więc podnieś tą swoją malutką dupę i coś napisz!
Nie miałam szansy, by to zripostować, albo po prostu na to
odpowiedzieć. Natychmiastowo się podniosłam, kiedy poczułam, jak mój refleks
wkracza do akcji, ciepło w moich ustach nagromadziło się, kiedy krakersy i woda
postanowiły się stamtąd wydostać.
Po prostu biegłam do łazienki, słysząc, jak Alexander krzyczy
za mną wściekły. Upadłam na kolana przed toaletą, tak samo, jak klęczałam
nieskończoną ilość razy dzisiaj. Krztusiłam się praktycznie nie- istniejącą zawartością
mojego żołądka, kaszląc z powodu palącego kwasu na końcu mojego gardła. Kiedy skończyłam,
osunęłam się po ściance kabiny, starając się złapać oddech, powstrzymując się
od połykania nieprzyjemnego smaku z moich ust.
Jeszcze raz zaczęłam rozważać, co mogło spowodować moje nagłe
zatrucie. Tego samego doświadczyłam wczoraj, ale reasumując to działo się 24
godziny temu i powinno przejść, po jednej,
dobrze przespanej nocy. Jechałam wcześnie rano przez Londyn, do studia
nagrań, gdzie miałam napisać kilka piosenek. Po siedzeniu i wysłuchaniu dobrych
kilku godzin paplaniny Aleksandra o tym, jak dramatyczne były moje próby,
odrzucając każdą moją sugestię napisania czegoś głębokiego i znaczącego,
tłumacząc to tym, że mogłabym przez to stracić moje nastoletnie fanki, które
pragną wesołego, głupiutkiego popu. Przypomniałam mu, że nie jestem już więcej
oficjalną gwiazdką Disney’a, ostateczny występ dla nich odbył się we wrześniu,
ale wszystkim, co zrobił, było rzucenie mi zdegustowanego spojrzenia, które
mówiło mi, że patrzy na mnie z góry, z każdego możliwego powodu. Chciałabym się
go pozbyć, gdyby to nie był jego 8-miesięczny kontrakt. Marzyłam o tym dniu,
tygodnie po dzisiejszym, kiedy nie będzie go już więcej w moim życiu, a ja
miałabym mnóstwo powodów, by patrzeć na niego łaskawie z góry, tak jak on to
wcześniej robił.
Po upływie kilku godzin i po tym, jak mój brzuch się
wcześniej dobrze czuł, nagle ponownie uderzyły mnie te fale nudności, ten sam,
przeszywający ból brzucha, który zatrzymywał mój oddech w otępieniu. Wcześniej,
wszystko zwracałam, nie mogąc utrzymać w sobie nawet głupiego łyka wody. Zdecydowałam,
że jeśli to zdarzy się ponownie następnego dnia, to pójdę do lekarza. Nie ma
sensu, by przedwcześnie wywoływać zamieszanie.
Oparłam swoją głowę, pocąc się strasznie. To może być przez
stres, powiedziałam sobie. To może być efekt tego strasznego czasu, przez który
teraz przechodziłam. Przełknęłam ponownie,
pomijając okropny smak, jaki to wywołało, starając się ciężko, by o nim nie
myśleć. Nie myśleć o jego zdjęciach, które pojawiały się w każdym magazynie. Pijanego,
roześmianego, imprezującego. Pół nagich dziewczynach, otaczających jego wciąż
wychudzone ciało.
Nie myśl o tym, Tamaro.
Poczułam trwożnie mój brzuch, przebiegając palcami po
rozgrzanej skórze pod materiałem mojej bawełnianej koszulki. Wciąż lekko nadęty,
pomyślałam zmęczona. Kiedy po raz pierwszy poczułam się źle, pomyślałam, że to
mogą być wzdęcia, biorąc pod uwagę twardość mojego brzucha. Wkrótce powinnam
dostać okres, wiedziałam to. Nie śledziłam tego jakoś- miałam tyle na głowie,
nie mogłam tego od siebie oczekiwać. Może to były po prostu złe symptomy
napięcia przedmiesiączkowego, rozważałam, może to stres sprawił, że ten czas w
miesiącu jest jeszcze gorszy. To wkrótce minie, miałam nadzieję. Te ciągłe wymioty
naprawdę mnie wykańczały.
Siedziałam tutaj dłuższa chwilę, ociągając się starciu z
rozdrażnionymi, przeszywającymi spojrzeniami ludzi w tym małym, ciasnym studiu.
Żadne z nich tak naprawdę się o mnie nie troszczyło. Byli tutaj tylko dlatego,
że taka ich praca. W tym czasie, nie cieszyłam się z przebywania z ludźmi,
niezależnie, czy mnie lubili, czy też nie. Leżenie w ciemności w moim
mieszkaniu brzmiało niewiarygodnie świetnie. Z nagłym poczuciem winy i
smutkiem, zdałam sobie sprawę, jakim pustelnikiem się ostatnio stałam.
Moje myśli błąkały się bez celu, starając się jak najlepiej,
by zmitrężyć czas, rozmyślałam nad tym, kiedy powinnam dostać okres. Na pewno w
tym tygodniu mija dłuższa chwila, odkąd go nie miałam. Zaczęłam w głowie liczyć
tygodnie, chociaż ciężko było myśleć o ostatnich kilku miesiącach. Ciężko było
myśleć o nim.
Kiedy dalej liczyłam wstecz w mojej głowie, moje oczy
skupione były na oszołomionej musze, latającej wokół światła pod sufitem,
poruszającej się w idealnie prostej linii. Straciłam rachubę i zaczęłam liczyć
jeszcze raz, twierdząc, iż doszłam do jakiejś niestworzonej liczby, jak
pięćdziesiąt dwa. To było głupie, a ja na pewno się dobrze nie skoncentrowałam,
więc zaczęłam od nowa, tym razem ignorując muchę, zataczającą kółka pod
sklepieniem.
…2 tygodnie…14 dni…21
dni…28…35?
Uniosłam brew, kiedy próbowałam sobie przypomnieć, starając
się znaleźć w mojej głowie ostatni okres. Z przerażeniem zdałam sobie nagle
sprawę… to było przed tym, jak go zostawiłam.
A ostatni raz, kiedy go widziałam był dwa miesiące temu.
Starałam się nie panikować, siadając prosto, licząc
spokojnie, rytmicznie. Musiałam się pomylić, powiedziałam sobie. Nie koncentrowałam
się najlepiej.
…28 dni…35…56…60
dni…65.
Wzięłam głęboki wdech, na liczbę, która przebiegła przez
moje myśli, moje serce biło szaleńczo naprzeciw żeber, w brzuchu poczułam mdłości
z niezidentyfikowanego powodu.
65 dni. Dzisiaj jest
czwartek. Dzień, w którym go zostawiłam, to także czwartek. Dokładnie 8 tygodni,
odkąd go ostatnio widziałam. Wtedy był już tydzień, odkąd ostatni raz miałam
miesiączkę, około 10 dni, jeśli dobrze pamiętam. To oznacza, że mija 65 dni,
odkąd ostatni raz…
Moje myśli zatrzymały się na tych słowach, nie chcąc
dopuścić myśli, która teraz zalewała moją głowę, moje uczucia, moje żyły. Przeszła
przeze mnie panika, kiedy wysilałam swój mózg, by przypomnieć sobie chwilę, w
której Harry przestał, by założyć gumkę. Nie pamiętam tego.
Głęboko we mnie była świadomość, że nie pamiętam tego,
ponieważ to się nie stało.
Nagle uderzyło mnie, co to znaczy. Co jeśli jestem… co jeśli…Boże,
nie mogłam nawet dokończyć zdania, nie czując się źle. Po raz pierwszy od dwóch
miesięcy, kiedy pozwoliłam sobie, by obraz jego twarzy przemknął przez moją
głowę, wyobrażając sobie, że muszę mu powiedzieć o tym, że… że jestem…
Cóż, co on zrobi? Co powie po tym, jak zostawiłam go
zapłakanego? Nie rozmawiałam z nim przez całe dwa miesiące. Jak w ogóle mu to
powiem?
Oh cześć, Harry, wiem,
że złamałam twoje serce na malutkie kawałeczki i powiedziałam ci, że nie chcę
cię w moim życiu, ale tak jakby jestem w ciąży i pomyślałam, że powinieneś
wiedzieć…
Zmuszałam się, by nie myśleć o nim do końca, usuwać jego
twarz z moich myśli, za każdym razem, kiedy zapadałam w sen. Wyrzuciłam go ze
swojego życia, doprowadzając go na skraj, a potem pozwalając mu upaść, tak
jakby nic dla mnie nie znaczył. Przyjmie mnie
z powrotem, przez ten incydent z dzieckiem?
To było jasne, że ruszył dalej. Z jakąś drobną brunetką. Modelka,
tak chyba mówili. Fotoreporterzy przyłapali ich na całowaniu, z rękami na
sobie, a ja rozmyślałam, czy on w ogóle o mnie myślał ostatnimi czasy. Pewnie nie,
to był mój nieunikniony wniosek, jeśli mógł mieć każdą dziewczynę, jakąkolwiek
by zechciał.
Chciałby mnie w ogóle, jeślibym była w ciąży? Dlaczego miałby
zniszczyć swoją karierę i życie dla kogoś, kto jest tak niestabilny, jak ja? A co
jeśli każe mi się go pozbyć, ponieważ on go nie chce w swoim życiu? Zapytałam siebie,
czy bym się go pozbyła. Nie znam na to odpowiedzi.
Moja pamięć zaczęła biegać, a moje myśli stały się nagłym
przerażeniem, kiedy inna myśl mignęła w mojej głowie.
Josh.
O Przenajświętsza Panienko, co z Josh’em? Mogę sobie przypomnieć, jak rozważał użycie zabezpieczenia,
nie udzielałam się za bardzo, kiedy byłam z nim, byłam taka niedbała. Nawet jeśli,
to kondony mogły pęknąć, prawda? Takie rzeczy się zdarzają…
Moje ciało zadrżało na myśl, że miałabym dzielić z nim
opiekę nad dzieckiem. Nic dla mnie nie znaczył, był marną odskocznią… nie
mogłam mieć z nim dziecka! Jeśli byłby to Harry, to przynajmniej miałam
podstawę uczuć do niego. Z Harry’m mogłoby to wyjść. Z Josh’em… ledwo
rozmawiałam. Co zrobię, jeśli to jego?
Nie, Tamaro, nie! Nie myśl
tak! Stres mógł opóźnić twoją miesiączkę… to wciąż może być stres.
Albo to może być
ciąża.
Samotne życie przerażało mnie, jak cholera, poczułam, jak
mój puls przyspiesza bezapelacyjnie, kiedy przez moją pełną głowę przeleciało
tysiąc myśli. Moja ręka powędrowała do zaokrąglonego brzuszka i nie pomyślałam
już więcej o użyciu słowa nadęty.
Bez większego zamierzenia, mój mózg zaczął wytwarzać sobie obrazy
maleńkiego dziecka o aksamitnej skórze, zawiniętego w białą pieluszkę na moich
ramionach. Gruchającego cichutko, kiedy owinęłoby swoją malutką rączkę dookoła
mojego palca, mrugając, by otworzyć te maluteńkie powieki. Szmaragdowo zielone
oczy. Takie, jak jego.
Tysiące myśli przebiegało przez moja głowę, nieprzerwany
potok pytań…
Co jeśli Harry jest
ojcem?
Gorzej- co jeśli Harry
nie jest ojcem?
Moja ręka przemknęła po brzuchu, a ja wyobraziłam sobie
uczucie małego kopnięcia pod moimi palcami. Najgorsza z tych wszystkich myśli. Co jeśli mam zostać matką?
____________________________________________________________
Łoł, się podziało, nie?
Taka spóźniona niespodzianka ode mnie na Mikołaja :)
Kilka spraw:
*sprawdzajcie spis rozdziałów, tam zawsze są zapisane
terminy dodania nowego rozdziału.
*Zostałam nominowana do Liebster Award i bardzo za to
dziękuję, aczkolwiek jako tłumaczka się w to nie bawię :P
Pozostało mi jedynie polecić konta naszych bohaterów na
Twitter’ze:
nie wiem, na jakiej zasadzie działają, nie ja je prowadzę. :)
a tutaj mój:
To tyle, mam nadzieję, że do następnej niedzieli!
Cya~Lady Morfine |<3
Czytałam bardzo dużo różnych opowiadań, które mogłabym nazwać mianem przeciętnych. Twój blog jednak bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Podoba mi się Twoje słownictwo i lekkość pisania. Zyskałaś nową czytelniczkę : )!
OdpowiedzUsuńP.S Zapraszam także do mnie www.forever-always.pl .
Bardzo mi miło, ale ja tylko tłumaczę :)
UsuńNapewno w wolnej chwili wpadnę ;)