sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 16 część I

Padłam na jedną z sof na zewnątrz studia nagraniowego, z rękami splecionymi na brzuchu, po raz już chyba dwudziesty dzisiejszego dnia.
-Tamaro, co tym razem jest nie tak?- Alexander, mój manager, warknął do mnie z niecierpliwym wyrazem twarzy. Przez mój ciągły ból brzucha, byłam w tyle z planami na dzisiejszy dzień, a on nie był w najmniejszym stopniu pod wrażeniem. Minęło kilka miesięcy, odkąd widziałam go ostatnio, nie od mojej całej „przerwy dla złamanego serca w UK” rzeczy. Nie narzekam na taką kilkumiesięczną separację od niego, w końcu- był seksownym dupkiem.
-Znowu mi niedobrze- wydusiłam z siebie, skręcając się na ból w podbrzuszu. Próbowałam pozbyć się wzmagających się mdłości i podjąć się ciężkiego wysiłku próby ocenienia, czy muszę kolejny raz biec do łazienki, czy jednak nudności przejdą tym razem. Niestety, patrząc na to, jak nie ustąpiły poprzednie dziewiętnaście razy.
-Weź coś na niestrawność czy coś, nie możemy tak dłużej zwlekać- powiedział wściekle- Przyrzekłaś, że będziemy mieć, co najmniej cztery piosenki do końca dnia.
-Nie wiem, jeśli będę mogła- zakwestionowałam, mój głos był szeptem, gdyż bałam się, że jeśli otworze szerzej usta, to zwrócę.
Westchnął na mnie niecierpliwie- Tamaro, to nie tak, że to coś strasznego. Musisz to po prostu przejrzeć, a my potem będziemy mogli cię pod tym podpisać, skarbie.
-Nie chcę tego, mówiłam ci- stawiałam się- Chcę mieć wkład własny.
-Więc podnieś tą swoją malutką dupę i coś napisz!
Nie miałam szansy, by to zripostować, albo po prostu na to odpowiedzieć. Natychmiastowo się podniosłam, kiedy poczułam, jak mój refleks wkracza do akcji, ciepło w moich ustach nagromadziło się, kiedy krakersy i woda postanowiły się stamtąd wydostać.
Po prostu biegłam do łazienki, słysząc, jak Alexander krzyczy za mną wściekły. Upadłam na kolana przed toaletą, tak samo, jak klęczałam nieskończoną ilość razy dzisiaj. Krztusiłam się praktycznie nie- istniejącą zawartością mojego żołądka, kaszląc z powodu palącego kwasu na końcu mojego gardła. Kiedy skończyłam, osunęłam się po ściance kabiny, starając się złapać oddech, powstrzymując się od połykania nieprzyjemnego smaku z moich ust.
Jeszcze raz zaczęłam rozważać, co mogło spowodować moje nagłe zatrucie. Tego samego doświadczyłam wczoraj, ale reasumując to działo się 24 godziny temu i powinno przejść, po jednej,  dobrze przespanej nocy. Jechałam wcześnie rano przez Londyn, do studia nagrań, gdzie miałam napisać kilka piosenek. Po siedzeniu i wysłuchaniu dobrych kilku godzin paplaniny Aleksandra o tym, jak dramatyczne były moje próby, odrzucając każdą moją sugestię napisania czegoś głębokiego i znaczącego, tłumacząc to tym, że mogłabym przez to stracić moje nastoletnie fanki, które pragną wesołego, głupiutkiego popu. Przypomniałam mu, że nie jestem już więcej oficjalną gwiazdką Disney’a, ostateczny występ dla nich odbył się we wrześniu, ale wszystkim, co zrobił, było rzucenie mi zdegustowanego spojrzenia, które mówiło mi, że patrzy na mnie z góry, z każdego możliwego powodu. Chciałabym się go pozbyć, gdyby to nie był jego 8-miesięczny kontrakt. Marzyłam o tym dniu, tygodnie po dzisiejszym, kiedy nie będzie go już więcej w moim życiu, a ja miałabym mnóstwo powodów, by patrzeć na niego łaskawie z góry, tak jak on to wcześniej robił.
Po upływie kilku godzin i po tym, jak mój brzuch się wcześniej dobrze czuł, nagle ponownie uderzyły mnie te fale nudności, ten sam, przeszywający ból brzucha, który zatrzymywał mój oddech w otępieniu. Wcześniej, wszystko zwracałam, nie mogąc utrzymać w sobie nawet głupiego łyka wody. Zdecydowałam, że jeśli to zdarzy się ponownie następnego dnia, to pójdę do lekarza. Nie ma sensu, by przedwcześnie wywoływać zamieszanie.
Oparłam swoją głowę, pocąc się strasznie. To może być przez stres, powiedziałam sobie. To może być efekt tego strasznego czasu, przez który teraz przechodziłam.  Przełknęłam ponownie, pomijając okropny smak, jaki to wywołało, starając się ciężko, by o nim nie myśleć. Nie myśleć o jego zdjęciach, które pojawiały się w każdym magazynie. Pijanego, roześmianego, imprezującego. Pół nagich dziewczynach, otaczających jego wciąż wychudzone ciało.
Nie myśl o tym, Tamaro.
Poczułam trwożnie mój brzuch, przebiegając palcami po rozgrzanej skórze pod materiałem mojej bawełnianej koszulki. Wciąż lekko nadęty, pomyślałam zmęczona. Kiedy po raz pierwszy poczułam się źle, pomyślałam, że to mogą być wzdęcia, biorąc pod uwagę twardość mojego brzucha. Wkrótce powinnam dostać okres, wiedziałam to. Nie śledziłam tego jakoś- miałam tyle na głowie, nie mogłam tego od siebie oczekiwać. Może to były po prostu złe symptomy napięcia przedmiesiączkowego, rozważałam, może to stres sprawił, że ten czas w miesiącu jest jeszcze gorszy. To wkrótce minie, miałam nadzieję. Te ciągłe wymioty naprawdę mnie wykańczały.
Siedziałam tutaj dłuższa chwilę, ociągając się starciu z rozdrażnionymi, przeszywającymi spojrzeniami ludzi w tym małym, ciasnym studiu. Żadne z nich tak naprawdę się o mnie nie troszczyło. Byli tutaj tylko dlatego, że taka ich praca. W tym czasie, nie cieszyłam się z przebywania z ludźmi, niezależnie, czy mnie lubili, czy też nie. Leżenie w ciemności w moim mieszkaniu brzmiało niewiarygodnie świetnie. Z nagłym poczuciem winy i smutkiem, zdałam sobie sprawę, jakim pustelnikiem się ostatnio stałam.
Moje myśli błąkały się bez celu, starając się jak najlepiej, by zmitrężyć czas, rozmyślałam nad tym, kiedy powinnam dostać okres. Na pewno w tym tygodniu mija dłuższa chwila, odkąd go nie miałam. Zaczęłam w głowie liczyć tygodnie, chociaż ciężko było myśleć o ostatnich kilku miesiącach. Ciężko było myśleć o nim.
Kiedy dalej liczyłam wstecz w mojej głowie, moje oczy skupione były na oszołomionej musze, latającej wokół światła pod sufitem, poruszającej się w idealnie prostej linii. Straciłam rachubę i zaczęłam liczyć jeszcze raz, twierdząc, iż doszłam do jakiejś niestworzonej liczby, jak pięćdziesiąt dwa. To było głupie, a ja na pewno się dobrze nie skoncentrowałam, więc zaczęłam od nowa, tym razem ignorując muchę, zataczającą kółka pod sklepieniem.
…2 tygodnie…14 dni…21 dni…28…35?
Uniosłam brew, kiedy próbowałam sobie przypomnieć, starając się znaleźć w mojej głowie ostatni okres. Z przerażeniem zdałam sobie nagle sprawę… to było przed tym, jak go zostawiłam.
A ostatni raz, kiedy go widziałam był dwa miesiące temu.
Starałam się nie panikować, siadając prosto, licząc spokojnie, rytmicznie. Musiałam się pomylić, powiedziałam sobie. Nie koncentrowałam się najlepiej.
…28 dni…35…56…60 dni…65.
Wzięłam głęboki wdech, na liczbę, która przebiegła przez moje myśli, moje serce biło szaleńczo naprzeciw żeber, w brzuchu poczułam mdłości z niezidentyfikowanego powodu.
65 dni. Dzisiaj jest czwartek. Dzień, w którym go zostawiłam, to także czwartek. Dokładnie 8 tygodni, odkąd go ostatnio widziałam. Wtedy był już tydzień, odkąd ostatni raz miałam miesiączkę, około 10 dni, jeśli dobrze pamiętam. To oznacza, że mija 65 dni, odkąd ostatni raz…
Moje myśli zatrzymały się na tych słowach, nie chcąc dopuścić myśli, która teraz zalewała moją głowę, moje uczucia, moje żyły. Przeszła przeze mnie panika, kiedy wysilałam swój mózg, by przypomnieć sobie chwilę, w której Harry przestał, by założyć gumkę. Nie pamiętam tego.
Głęboko we mnie była świadomość, że nie pamiętam tego, ponieważ to się nie stało.
Nagle uderzyło mnie, co to znaczy. Co jeśli jestem… co jeśli…Boże, nie mogłam nawet dokończyć zdania, nie czując się źle. Po raz pierwszy od dwóch miesięcy, kiedy pozwoliłam sobie, by obraz jego twarzy przemknął przez moją głowę, wyobrażając sobie, że muszę mu powiedzieć o tym, że… że jestem…
Cóż, co on zrobi? Co powie po tym, jak zostawiłam go zapłakanego? Nie rozmawiałam z nim przez całe dwa miesiące. Jak w ogóle mu to powiem?
Oh cześć, Harry, wiem, że złamałam twoje serce na malutkie kawałeczki i powiedziałam ci, że nie chcę cię w moim życiu, ale tak jakby jestem w ciąży i pomyślałam, że powinieneś wiedzieć…
Zmuszałam się, by nie myśleć o nim do końca, usuwać jego twarz z moich myśli, za każdym razem, kiedy zapadałam w sen. Wyrzuciłam go ze swojego życia, doprowadzając go na skraj, a potem pozwalając mu upaść, tak jakby nic dla mnie nie znaczył. Przyjmie mnie z powrotem, przez ten incydent z dzieckiem?
To było jasne, że ruszył dalej. Z jakąś drobną brunetką. Modelka, tak chyba mówili. Fotoreporterzy przyłapali ich na całowaniu, z rękami na sobie, a ja rozmyślałam, czy on w ogóle o mnie myślał ostatnimi czasy. Pewnie nie, to był mój nieunikniony wniosek, jeśli mógł mieć każdą dziewczynę, jakąkolwiek by zechciał.
Chciałby mnie w ogóle, jeślibym była w ciąży? Dlaczego miałby zniszczyć swoją karierę i życie dla kogoś, kto jest tak niestabilny, jak ja? A co jeśli każe mi się go pozbyć, ponieważ on go nie chce w swoim życiu? Zapytałam siebie, czy bym się go pozbyła. Nie znam na to odpowiedzi.
Moja pamięć zaczęła biegać, a moje myśli stały się nagłym przerażeniem, kiedy inna myśl mignęła w mojej głowie.
Josh.
O Przenajświętsza Panienko, co z Josh’em? Mogę sobie przypomnieć, jak rozważał użycie zabezpieczenia, nie udzielałam się za bardzo, kiedy byłam z nim, byłam taka niedbała. Nawet jeśli, to kondony mogły pęknąć, prawda? Takie rzeczy się zdarzają…
Moje ciało zadrżało na myśl, że miałabym dzielić z nim opiekę nad dzieckiem. Nic dla mnie nie znaczył, był marną odskocznią… nie mogłam mieć z nim dziecka! Jeśli byłby to Harry, to przynajmniej miałam podstawę uczuć do niego. Z Harry’m mogłoby to wyjść. Z Josh’em… ledwo rozmawiałam. Co zrobię, jeśli to jego?
Nie, Tamaro, nie! Nie myśl tak! Stres mógł opóźnić twoją miesiączkę… to wciąż może być stres.
Albo to może być ciąża.
Samotne życie przerażało mnie, jak cholera, poczułam, jak mój puls przyspiesza bezapelacyjnie, kiedy przez moją pełną głowę przeleciało tysiąc myśli. Moja ręka powędrowała do zaokrąglonego brzuszka i nie pomyślałam już więcej o użyciu słowa nadęty.
Bez większego zamierzenia, mój mózg zaczął wytwarzać sobie obrazy maleńkiego dziecka o aksamitnej skórze, zawiniętego w białą pieluszkę na moich ramionach. Gruchającego cichutko, kiedy owinęłoby swoją malutką rączkę dookoła mojego palca, mrugając, by otworzyć te maluteńkie powieki. Szmaragdowo zielone oczy. Takie, jak jego.
Tysiące myśli przebiegało przez moja głowę, nieprzerwany potok pytań…
Co jeśli Harry jest ojcem?
Gorzej- co jeśli Harry nie jest ojcem?
Moja ręka przemknęła po brzuchu, a ja wyobraziłam sobie uczucie małego kopnięcia pod moimi palcami. Najgorsza z tych wszystkich myśli. Co jeśli mam zostać matką?  
____________________________________________________________
Łoł, się podziało, nie?
Taka spóźniona niespodzianka ode mnie na Mikołaja :)
Kilka spraw:
*sprawdzajcie spis rozdziałów, tam zawsze są zapisane terminy dodania nowego rozdziału.
*Zostałam nominowana do Liebster Award i bardzo za to dziękuję, aczkolwiek jako tłumaczka się w to nie bawię :P

Pozostało mi jedynie polecić konta naszych bohaterów na Twitter’ze:
nie wiem, na jakiej zasadzie działają, nie ja je prowadzę. :)
a tutaj mój:
To tyle, mam nadzieję, że do następnej niedzieli! 
Cya~Lady Morfine |<3

2 komentarze:

  1. Czytałam bardzo dużo różnych opowiadań, które mogłabym nazwać mianem przeciętnych. Twój blog jednak bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Podoba mi się Twoje słownictwo i lekkość pisania. Zyskałaś nową czytelniczkę : )!

    P.S Zapraszam także do mnie www.forever-always.pl .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, ale ja tylko tłumaczę :)
      Napewno w wolnej chwili wpadnę ;)

      Usuń