środa, 4 grudnia 2013

Rozdział 15

Miękkie, frotowe prześcieradło było niesamowite w kontraście z moim gorącym ciałem, kiedy leżałam na plecach na łóżku. Światło wpadało do pokoju przez wielkie, otwarte okno, rozświetlając moje mieszkanie. Był piękny dzień; słońce rozświetlało świat zewnętrzny, było przyjemnie ciepło, choć niezbyt gorąco czy wilgotnie. Ludzie z Anglii byli zachwyceni, tak samo, jak zaskoczeni nagłym wzrostem temperatury i tym, że lato zaczęło się wczesnym kwietniem. To była najładniejsza pogoda w Londynie, jaką kiedykolwiek widziałam, a miasto wówczas wyglądało oszałamiająco, ze światłem, odbijającym się od każdej powierzchni. Ogromne, czyste, błękitne niebo pochłaniało każde twoje zmartwienia i problemy, pozostawiając uczucie beztroski. Wszystko wyglądało na lepsze, kiedy świeciło słońce, prawda? Każdego wprawiało w dobry nastrój.
Niestety potrzebowałam czegoś bardziej wpływowego niż blask słońca, by oczyścić emocje, jakie przepływały teraz przez moją głowę.
-Leniuch- usłyszałam niski, gruby głos, mruczący z drugiego końca pokoju, mimo to, utrzymywałam wzrok na jasnym oknie, nie patrząc na niego.
Na drugim planie widziałam chłopaka z piaskowymi włosami, zakładającego przez głowę swoją białą koszulkę. Naprawdę nie chciałam na niego patrzeć-kiedy tego nie robiłam, mogłam udawać, że go tutaj nie ma.
-Jestem po prostu śpiąca-wymamrotałam w odpowiedzi, wciąż utrzymując spojrzenie na oknie. Dlaczego trudził się, by nawiązać konwersację, której ja nie pojmowałam. Może myślał, że mi zależy, że jest kimś więcej niż tylko moją ucieczką od uczuć.
-Widzimy się wkrótce, tak?-zapytał, zbierając ostatnią rzecz, należącą do niego, aż zaczął kierować się do drzwi, a ja modliłam się, aby wychodził szybciej.  Tak naprawdę to nie chciałam go tutaj. A póki co, byłam tą, która go tutaj zaprosiła. Później nie wiedziałam, co jest dobre, a co złe- wciąż robiłam rzeczy, których zarzekłam się nie robić, a nie robiąc rzeczy, które powinnam była zrobić.  Świat nie wydawał się być bardziej rzeczywisty, czy niewłaściwy. Po prostu wysilałam się, starając się znaleźć odpowiedź na wszystkie moje pytania i zrozumieć to, co dzieje się w mojej głowie, ale za każdym razem, kiedy myślałam, że jestem już blisko, robiłam coś źle i sprawy szły się jebać.
-Mmmh- wymruczałam krótko w odpowiedzi, nie chcąc udzielić mu prawdziwej odpowiedzi. Nie mogłam mu niczego obiecać, ponieważ moje uczucia zmieniały się z dnia na dzień. Jeśli miałabym być ze sobą szczera, to wiem, że ponownie z nim wyląduję. Zawsze tak robiłam, kiedy coś szło nie tak.
-Więc okej- odpowiedział zwięźle, brzmiąc lekko zmieszanym na moje niezainteresowanie nim. Wiem, że powinnam czuć się źle, ale tak nie było. Nie naprawdę. Rozmyślałam nad tym, czy on ma w ogóle jakiekolwiek pojęcie, że ja go wykorzystuję tylko dla własnego uspokojenia, jako przyrząd, by znienawidzić siebie jeszcze bardziej. Prawdopodobnie nie zdawał sobie z tego sprawy, stwierdziłam. Kto w ogóle byłby w stanie rozszyfrować moje popieprzone myśli, by dojść do jakiegokolwiek wniosku?
Wszystko zaczęło się w Walentynki. Tyle wiem. Harry wypowiedział te słowa, złożył propozycję bycia razem, na początku moje serce waliło jak oszalałe w piersi i czułam się, jakbym skakała z radości. To było to, czego zawsze chciałam, prawda? Dla mnie i dla Harry’ego, bycie razem, żeby mnie kochał, tak jak ja kocham jego. Kocham go. Jakżeby inaczej?
Teraz naprawdę nie rozumiem mojej reakcji- sposobu, w jaki się z niego śmiałam, obserwując, jak jego twarz pokrywa się rozczarowaniem. Dlaczego odrzuciłam coś, czego pragnęłam najbardziej na całym świecie? Dlaczego raniłam jedyną osobę, która się dla mnie liczyła?
Ale potem wpłynęła świadomość, wspomnienia wcześniejszego bólu. Złamane serce, zdrada. Wszyscy, z którymi kiedykolwiek byłam blisko mnie zranili. Nigdy nie miałam nikogo, o kogo bym się tak troszczyła, jak kochałam Harry’ego, jedynie wszyscy, którym pozwoliłam być bliżej siebie, zaniedbywali mnie, zapominali, oszukiwali i ranili…
Co jeśli coś stałoby się Harry’emu i by zginął? Co jeśli zostałby w Ameryce, jak bym sobie poradziła? Co, jeśli przestanie mnie kochać? Znajdzie kogoś lepszego? Co jeśli mnie zrani?
Moje serce już za dużo razy było złamane. Nie mogłam przechodzić przez to po raz kolejny. Ryzyko było zbyt duże- coś, czego nie mogłam się podjąć.
Ale Harry nigdy tego nie zrozumie. Będzie próbował przekonać mnie do tego, że mnie nigdy nie skrzywdzi, nie zostawi-ponieważ oczywiście mnie kocha. To jasne, że tak zamierzał powiedzieć, byłam tego prawie pewna. I tak utknęłam na sabotażowaniu własnego życia. Będę ranić Harry’ego, dopóki już nigdy więcej nie będzie mnie mógł pokochać- powoli sprawię, że mnie znienawidzi. A jak zrobić to lepiej niż pieprzyć się z jego perkusistą?
Po tej nocy, kiedy dołożył wszelkich starań, by mnie o to poprosić i wciąż starał się, by było idealnie mimo, iż wszystko poszło źle, rozpoczęłam swoją misję, by wszystko zniszczyć. I wszystko, co zrobiłam, to krótka wiadomość. Kilka krótkich słów.
Jesteś zajęty dzisiejszego wieczoru?
Josh był zaintrygowany i telefon zawibrował zaraz po wysłaniu przeze mnie wiadomości. Po upływie kilku krótkich godzin krzyczałam w jego poduszki, kiedy rżnął mnie ostro od tyłu, w sposób, w jaki Harry uwielbiał to robić. Naprawdę byłam wdzięczna za jego wybór- to oznaczało, że nie musiałam oglądać jego twarzy. W ten sposób łatwiej było mi udawać, że to palce Harry’ego ślizgają się po moim kręgosłupie i mogłam usłyszeć, jak pełen pasji, głęboko szepta mi do ucha, jak bardzo mu zależy.
Z biegiem czasu pieprzyliśmy się coraz częściej, nauczyłam się nie słyszeć wtenczas Harry’ego w mojej głowie. To przeszło w czysty seks, nic mniej czy więcej i to było idealne. W ten sposób mogłam się odseparować od Harry’ego i zapomnieć o tym, jak sprawiał, że czułam się piękna, kiedy byliśmy razem. Natomiast, kiedy byłam z Josh’em, czułam się jak jakaś ohydna dziwka.
Ignorowanie Harry’ego było najgorsze. Obserwowanie, jak coraz bardziej się wściekał i jak zdezorientowany był, dobijało mnie. Jego wiadomości stały się retoryczne, bez oczekiwania na odpowiedź, a jego ciągłe telefony, które były stałe i niespokojne, stały się okazjonalne i lekko beznadziejne. Rozłączał się zaraz po pierwszym sygnale, a jeśli już decydował się na rozmowę, to stwierdzał, iż było to żałosne i daremne, po czym się rozłączał. Marzyłam, by odpowiedzieć mu na te telefony, po prostu leżeć w łóżku i słyszeć jego głos w uchu, tak jak byłam przyzwyczajona robić to przed Świętami. Nigdy nie zasypiał bez powiedzenia dobranoc, a ja zaczęłam słyszeć jego głos, życzący mi dobrych snów. Ten głos w mojej głowie, nigdy nie brzmiał tak dobrze, jak ten jego, w rzeczywistości. Brakowało w nim tego jedwabistego wydźwięku, nutki śmiechu w jego głosie i uczucia w jego słowach, dającego znać, że o mnie myśli.
Nieuniknionym było, że spotkaliśmy się raz czy dwa. Pod koniec marca wyjeżdżał na dwa tygodnie do LA i błagał mnie, bym się z nim wcześniej zobaczyła. Kiedy do niego napisałam, to było to wytłumaczenie, że jestem zajęta, mówiąc mu, iż jestem w studiu, pisząc, co było prawdą, ponieważ wtedy przykładałam długopis do papieru, tworząc nowy album. Nigdy mnie nie wypytywał, odpisywał tylko smutno, mówiąc, że chciałby zobaczyć moją twarz.
Seks był strasznie ograniczony. Był mechaniczny, mimo wszystko wiedziałam, że starał się nam jak najlepiej dogodzić. Zmusiłam się do pozostania obojętną, nawet, jeśli jego delikatny, pełen uczuć dotyk doprowadzał mnie do szaleństwa, on musiał zrozumieć, że już więcej go nie chcę. Musiał zauważyć, że się nim znudziłam, wtedy mógłby mnie zacząć nienawidzić. To był jedyny sposób, bym mogła usprawiedliwić mój strach przed kochaniem go- jeśli on by mnie nie kochał.
Bolała mnie wiedza, że go ranię, a on zdecydowanie cierpiał. Jego oczy już więcej nie błyszczały, a ja byłam przekonana o tym, że wie, iż mam kogoś innego. To łamało jego małe, niewinne serduszko, a wszystko, co mogłam zrobić, to przypominać sobie, że to było najlepsze na dłuższą metę. Kiedy nie będzie mnie już więcej chciał, znów będę zdana na własną łaskę, wolna, by być samotną i nieszczęśliwą. To był najlepszy sposób, by pozostać w tym wciągającym rodzaju smutku. Bycie szczęśliwym jest zbyt skomplikowane, ponieważ w każdej minucie istnieje ryzyko, że możesz to wszystko stracić. To byłoby najgorsze, ponieważ jeśli raz zasmakujesz prawdziwego szczęścia, będzie bolało bardziej, jeśli wszystko osunie ci się spod stóp.
To jest to, czym był Harry; smakiem prawdziwego szczęścia. Nie mogłam znieść myśli, że zostanie mi to zabrane, więc postanowiłam to dla siebie zniszczyć. A potem nie miałam nikogo, kto by mnie znienawidził, za wyjątkiem mnie, żadnych pytań i rozmyślań typu „dlaczego ja?”. Raz mnie Harry znienawidzi i znów będę mogła być samotna i nieszczęśliwa, nie miałam niczego do stracenia.
To naprawdę była najlepsza opcja.
Pozostałam w ciszy w moim pokoju, gdy Josh się z niego wymknął, zostawiając mnie po raz kolejny leżącą nago w łóżku. Naprawdę byłam śpiąca, więc nie sprzeciwiłam się jego odejściu. Stwierdzam, że byłam zmęczona wszystkim. Zmęczona ilością gówna, które przepływa przez moje myśli każdego dnia.
Ale było zbyt jasno, by pozostać w łóżku, więc nie mogę zmarnować tak pięknego dnia. Nawet jeśli tylko poleżę przez chwilę, na balkonie, to przynajmniej będę miała świadomość, że zrobiłam coś z moim czasem. Wstałam z łóżka, zgarniając moje włosy w kucyk i wyciągając z jednej z szuflad moje niebieskie bikini. Ubrałam się powoli, wciąż wyczuwając w powietrzu wodę po goleniu chłopaka. Jego zapach utkwił nieznośnie w moich poduszkach w ciągu ostatnich kilku tygodni, zwłaszcza, kiedy Harry był w LA. Nie pachniał tak dobrze jak Harry; zbyt gorzko. Zapach Harry’ego był świeży, słodki, bardziej uderzający w moje nozdrza.  Może było tak dlatego, że ten zapach przypominał mi o tym, jak moja głowa leżała wygodnie na jego szyi, kiedy oglądałam, jak śpi.
Podskoczyłam na dźwięk ostrego pukania do drzwi, wylewając na podłogę balsam do opalania, kiedy pominęłam w zaskoczeniu moją dłoń. Przełknęłam ślinę, nakładając na siebie pierwszą lepszą koszulkę, jaką miałam pod ręką, stwierdzając, że to musi być Josh, który zapomniał czegoś przez swoje dąsy.
Otworzyłam powoli drzwi, dostrzegając parę szmaragdowych tęczówek, patrzących na mnie trwożnie, malutki uśmieszek błąkał się w kącikach jego ust, przy znacznie mniej zarozumiałym wyrazie niż kiedykolwiek mogłam zauważyć. Bezczelny uśmieszek zniknął ostatnimi czasy, zastąpiły go za to nieśmiałe uśmiechy i okropne rumieńce. Tak bardzo zniszczyłam jego pewność siebie i to była jedna z rzeczy, za które najbardziej siebie nienawidziłam. Zniszczyłam aroganckiego, bezczelnego chłopaka i zamieniłam go w myszkę, bojącą się swego własnego cienia. Świadoma jego przemiany spomiędzy prześcieradeł, gdzie starałam się zdesperowana walczyć, by nie rozpuścić się w spazmach w jego ramionach, do determinacji, by sprawić, aby mnie nienawidził, do determinacji, by sprawić, abym sama siebie znienawidziła…
-cześć- wymamrotał cicho, stojąc niezręcznie przed drzwiami, spuszczając wzrok na moje stopy, oglądając moje skąpo ubrane ciało, za którym prawdopodobnie ostatnio tęsknił.
-Hej- odpowiedziałam, czując narastający we mnie chaos, proszący o zezwolenie na upust. Umierałam, by pokazać mu, że go nie nienawidzę, ten cały chłód był tylko na zewnątrz, by pokazać mu, że powinien mnie zostawić samą. Ale nie mogłam. Więc po prostu stałam, patrząc na niego, pozwalając, by zalegała między nami cisza, a nuda nas pożarła.
 Zaczął przestępować z nogi na nogę, rozglądając się dookoła. Postanowiłam przejść do sedna; bądź stanowcza i ostra, powiedziałam sobie. To było to, co było potrzebne.
-Co ty tutaj robisz?- zapytałam obojętnie, pozostawiając mój wzrok nieugiętym, a głos pozbawiłam ciepła i nonszalanckiej nuty. Sprawiając, aby wyglądało to tak, jakbym nie mogła mu dać nic więcej niż seks, kiedy w rzeczywistości, chciałam owinąć wokół siebie jego silne ramiona i nigdy go nie puszczać.
Natychmiastowo skarciłam się za brak koncentracji, kiedy obrazy jego, trzymającego mnie zalały moje myśli. Te myśli były głupie, niebezpieczne, rozprzestrzeniające małe diabełki, które mogły zniszczyć mój dystans, sprawiając, że ponownie bym do niego powróciła, dokładnie tak, jak tego chciałam. Te myśli, o jego bezpieczny ciele, trzymającym moje, nie pomagały, kiedy łamałam serce, po tym jak mnie zranił. Teraz widzę, że Josh zawsze miał rację; czy chciał, czy nie, Harry i tak by mnie zranił. Więc lepiej, jak byłam sama.
Przełknął ciężko ślinę i prawie mogłam wyczuć żal, kiedy po raz kolejny przypominał sobie, po co tutaj jest. Myśli, przepływające przez jego przewidywalną, małą główkę były prawie słyszalne.
Nie kocha mnie. Nie chce mnie. Nie tęskniła za mną. Nie powinienem był tutaj przychodzić… dlaczego w ogóle to zrobiłem? Jeszcze bardziej spieprzyłem sprawę… wyglądam dramatycznie… ona mnie nawet nie potrzebuje…
Oglądałam go z bólem w sercu, kiedy zaszurał zmęczony stopami, pocierając swój kark, w jasnym znaku zdenerwowania. Jego napięte ramiona uniosły się delikatnie nimi wzruszając, a jego oryginalny, malutki uśmieszek przemienił się w jakąś jego krzywą imitację.
-Nie widziałem cię przez dłuższy czas. Pomyślałem, że możemy się spotkać. Jeśli chcesz?
Patrzył na mnie z nadzieją, wyglądał na zmęczonego. Nie zasługiwał na to, co mu robiłam. Mogłam dostrzec, jak słabnie fizycznie przed moimi oczami, a wiedziałam, że tracił na wadze, kiedy był pod presją lub był zestresowany. W tej chwili był sztywny, jego zazwyczaj dobrze zbudowana sylwetka i szerokie ramiona wyglądały wątło i kościście, jego obojczyki wystawały bardziej wyraźnie, aż nienaturalnie. Wyglądał, jak ktoś, kto jest chory- i to była moja wina.
Przytaknęłam, siląc się na delikatny uśmiech- Wejdziesz?
Uniósł kącik ust, wchodząc do środka, szurając niezręcznie, kiedy lustrował wzrokiem wnętrze mieszkania, które kiedyś tak dobrze znał. Teraz tutaj ledwie bywał, mieliśmy tu zwyczaj spędzać razem dni w naszym wolnym czasie, po rozpoczęciu nowego roku, po prostu leżeliśmy zaplątani w pościel, zamawiając chińszczyznę i rozmawiając głównie o życiu.
-Co porabiałeś?- zapytałam, starając się podtrzymać rozmowę, ale martwiłam się, że mogło to mieć zły wydźwięk. Jeśli chciałam, by mnie zostawił, pozwolić mu bez trudu ode mnie odejść, nie było mowy o wciąganiu go w rozmowę z flirtem.
Bardziej martwiłam się o to, że okrutnie robiłam mu nadzieję, kiedy jego twarz pojaśniała na mój komentarz, w jego oczach pojawił się błysk podekscytowania, którego dawno nie widziałam, na fakt, że zwróciłam na niego uwagę, w jakikolwiek sposób- Niewiele. Jedynie kilka wywiadów dla magazynów, więc się nie przemęczyliśmy- przytaknęłam, uśmiechając się grzecznie, ale nie komentując już więcej- Piękna pogoda, nieprawdaż?- uśmiechnął się, kiwając głową w kierunku szklanej ściany mojego mieszkania, przez którą wpadało do niego jasne światło.
-Tak, miałam zamiar się poopalać- powiedziałam mu, mając nadzieję, że to zmotywuje go do zostawienia mnie z moimi planami. Wręcz przeciwnie, czułam jego palące spojrzenie przebiegające po moich udach, obserwując, jak rąbek mojej starej koszulki okrywa moją skórę. Kiedy uniosłam wzrok, jego spojrzenie pociemniało. Przez to mój oddech stał się szybszy, a moje myśli natychmiast zalały wspomnienia jego dotyku na mojej rozgrzanej skórze, uczucie jego perfekcyjnych, pełnych ust na mojej łechtaczce, jak jego zęby przygryzały moje uda, zostawiając najmniejsze, najdelikatniejsze, fioletowo-brązowe plamy.
Natychmiastowo otrząsnęłam się ze swoich myśli- taki rodzaj myśli był zabójczy dla moich planów- ale biedny Harry prawdopodobnie czuł się nieco twardy i napalony, jego wygłodniały wzrok kontynuował wędrówkę w górę mojego ciała, rozbierał mnie wzrokiem, moje policzki zapłonęły, kiedy po cichu przewidywałam wszystkie sprośne pozycje, w jakich mnie sobie wyobrażał.
-Posmarować cię olejkiem?- wymruczał mrocznie, uśmiechając się do mnie delikatnie. Byłam zaskoczona jego otwartym flirtem, a jeszcze bardziej zaskoczona tym, jak się delikatnie zarumienił- Harry się nigdy nie rumienił. Zgaduję, że to jedynie ukazywało, jak bardzo zniszczyłam jego ego- przecież ono nie powinno być nigdy zranione. Ciepło nagromadziło się w moim podbrzuszu i między moimi nogami, kiedy przełknęłam ślinę, wbijaliśmy w siebie spojrzenia, jego ciemne, szmaragdowe tęczówki wierciły we mnie dziurę, sprawiając, że moje wnętrze płonęło.
To nie tak powinno się to rozgrywać, skarciłam się, miej trochę samokontroli. Nie powinnaś go pragnąć, tylko ranisz siebie i jego…
Zachichotałam cicho, pocierając swoją szyję, zastanawiając się, co powiedzieć- Może, tak.- było wszystkim, co udało mi się wypowiedzieć przez grymas na twarzy. Poczułam, jak mój brzuch skręca się ze smutku, kiedy zauważyłam, jak jego oczy znów zasnuwają się niepewnością, promyk zaufania i odwagi zniknęły natychmiastowo, kiedy wzruszyłam ramionami, na jego próbę uwiedzenia mnie. Znowu poczułam się okropnie i marzyłam, by Harry to rzucił i zostawił mnie samą. Nie powinien cierpieć i nie stałoby się tak, jeśli natychmiastowo by mnie zostawił, tak jak robili to inni.
Zapanowała głęboka cisza i Harry zaczął szurać stopami, wciskając dłonie do kieszeni. Kiedy nie patrzył, pozwoliłam sobie krótko na niego spojrzeć, moje serce zabolało na to, jak bardzo schudł. Jego koszulka ramones wisiała na nim- nie jadł? Tak bardzo moje ignorowanie go zraniło?
-Nie odbierałaś moich telefonów- wymamrotał, jego głos był bliski szeptu. To już dwa tygodnie, odkąd ostatni raz się widzieliśmy i odkąd po raz ostatni się z nim kontaktowałam. Mówiąc to, nie widywałam się z nikim innym; dzisiejszy poranek był moim pierwszym razem z Josh’em, zbieg okoliczności. Potrzebowałam czasu, by spokojnie usiąść i pomyśleć nad wszystkim w ciemności, nadganiając czas z samą sobą. Niewiele to pomogło- dalej byłam tak samo zdezorientowana jak wcześniej.
-Byłam zajęta- wypowiedziałam cicho moją dobrze wyćwiczoną wymówkę- Naprawdę mi przykro.
Wypowiadałam to zdanie za często, brzmiało już staro. Harry to zauważył; przechylił głowę na kłamstwo w moim głosie, jak fałszywie to musiało brzmieć. Wyglądał na zranionego, ale znowu, w ostatnich dniach nie wyglądał inaczej.
-Zbyt zajęta, by wysłać wiadomość?- zażądał, jego głos stał się nagle burzliwy i silny, obijając się echem w mojej pustej klatce piersiowej. Był zły, w kącikach jego oczu wezbrały łzy, rozszerzył usta, patrząc z obrzydzeniem- To trwa minutę, Tam, to nie takie trudne.
-Wiem, przepraszam- zakrztusiłam się, nie wiedząc, co powiedzieć. Poczułam, jak oczy mnie pieką, a serce boli, pragnąc, bym się poddała i pobiegła do niego, powiedziała mu, jak się czuję i że nie miałam na myśli żadnej z tych rzeczy- ale moja głowa wiedziała lepiej.
-Wiesz, co? Przepraszam nie wystarcza- zagrzmiał, potrząsając w moją stronę głową, obracając się na pięcie, by ruszyć w kierunku drzwi, ale nie zanim zdążyłam zauważyć pierwsze łzy, spływające delikatnie po jego policzkach- Nie mogę więcej przyjmować przeprosin.
Moja skóra piekła na ból w jego głosie, do moich oczu niekontrolowanie napłynęły łzy, kiedy się załamałam, każda komórka mojego ciała krzyczała i nawoływała mnie, abym przestała i po prostu dopuściła go do siebie. Nieważne czy mnie zranił, czy nie, nic z tego nie było warte jego widoku w tym stanie, załamanego chłopaka, z zatopioną nadzieją, ze stałym otępieniem w jego oczach. Nie był moim Harry’m. Potrzebowałam zobaczyć dawnego Harry’ego po raz ostatni zanim pozwolę mu odejść na dobre. Mogłam sprawić, by zobaczył, jak mi przykro, pokazać mu, że się staram. Nie było na to innego sposobu.
-Harry- westchnęłam, chwytając go za jego kościste ramię, przez co niechętnie odwrócił się do mnie mokrą i zaróżowioną od płaczu twarzą. Zaczął, kiedy moje usta zderzyły się mocno z jego, a moje wygłodniałe ręce pociągnęły go mocno w moją stronę, nagła potrzeba w moim brzuchu podpowiadała mi, by był tak blisko mnie, jak to tylko możliwe.
Wahał się, prawie ostrożnie, ale jego dłonie szybko dostosowały się do jego myśli i już po chwili jego ręce błądziły po mojej skórze, sprawiając, że włoski mi stanęły, a brzuch wywinął się z nerwowego podekscytowania. Czułam się cudownie, zdałam sobie sprawę, że dam mu siebie, po raz ostatni. Obiecałam to sobie- ostatni raz.
Chwycił mój tyłek, podnosząc mnie i kładąc z powrotem na moje łóżko, jego znajome, jednak chude ciało zawisło nade mną, kiedy nasze usta spotykały się w chaotycznych, mokrych pocałunkach. Błyskawicznie przeciągnął swoją koszulkę przez głowę, a moje palce rozpinały guzik jego dżinsów, nie pragnąc w tej chwili niczego więcej, niż posiadania go nagiego. Jego duże, szorstkie dłonie, za którymi tak tęskniłam, jego dotyk, który był o tysiąc razy bardziej kojący, jeszcze seksowniejszy niż ten Josh’a mógłby kiedykolwiek być, jeżdżące w górę mojego brzucha, sięgając pod moją koszulką, by rozwiązać sznureczki od mojego bikini. Nie poopalam się dzisiaj, pomyślałam z nikczemnym uśmiechem.
To zajęło krótką chwilę, kiedy oboje byliśmy rozebrani, byłam zdziwiona tym, jak bardzo chudy jest- to sprawiło, że mój żołądek wywrócił się z poczucia winy i nienawiści, ale tak czy inaczej przebiegłam dłońmi po jego opalonej klatce, ignorując wystające obojczyki, zaczepiając o najdrobniejsze, najmniejsze żebra. Ponownie mnie pocałował, złączając nasze języki, kiedy kciukami pieścił moje piersi, mój oddech momentalnie przyspieszył. Czułam się dobrze. Czułam się dobrze, by na to pozwolić.
-Pieprz mnie, Harry- westchnęłam naprzeciw jego ucha, odgarniając loki z jego twarzy- wyglądał tak cholernie seksownie, kiedy miał odgarnięte do tyłu włosy.
-Tak zrobię, nie martw się- zachichotał ze mnie lekko, zjeżdżając dłońmi do mojego podbrzusza, żeby podrażnić moją łechtaczkę przez cienki materiał bikini, pisnęłam, jednocześnie przypominając sobie o tym, jak po raz pierwszy z nim byłam, niewyraźne wspomnienie czegoś podobnego do zalotów, co wyjęczał do mnie tej nocy. Wtedy nie wyobrażałam sobie, że do tego dojdzie- że moje serce będzie zdolne do bicia tylko dla niego, przerażona tym, że może to wpłynąć na moje bezpieczeństwo. Wtedy mój kompleks zaufania nie był tak silny- co tak naprawdę się stało, że popadłam w taką paranoję? Jedyną odpowiedzią, jaką dla siebie miałam było to, że może jestem trochę nienormalna. Może psychicznie ze mną jest coś nie tak. Miejmy nadzieję, pomyślałam mrocznie. Przynajmniej mam prawdziwy powód.
Moje jęki i krzyki rosły, kiedy  Harry położył mnie delikatnie z powrotem, jego palce wsuwały i wysuwały się z miękkiego materiału w moim dole, na przemian zataczając gładkie, powolne kółka na mojej łechtaczce, penetrując mnie. Wiedział, w które punkty ma uderzać- znał mnie tak dobrze.
Pocałowałam go ostro, owijając go, więc jego mała sylwetka opadła na prześcieradło, zanim usadowiłam się pomiędzy jego nogami. Chciałam to dla niego zrobić, kolejny raz. Zawsze lubiłam mieć Harry’ego w ustach i miałam ochotę doświadczyć tego po raz kolejny.
Ściągnęłam ciasne bokserki z jego twardej długości, która wystawała lekko z jego szortów, dotykając delikatnie lekkiej linii włosków na jego brzuchu. Poczułam, jak jego dłonie odgarniają włosy z mojej twarzy, kiedy popatrzyłam w górę, chwytając w zęby wargę, uśmiechając się złośliwie, patrząc, jak jego oczy mnie obserwują, błyszcząc gorącą niecierpliwością i szczęściem, na fakt, że znów zwracam na niego uwagę; na fakt, że go dotykam, czując go tak, jak to było kiedyś. Cóż, może nie dokładnie tak samo, ale tak podobnie, jak to tylko możliwe. Czułam w tym momencie, jakby ostatnich dwóch miesięcy nie było, z szalejącym sercem i myślami wypełnionymi tylko nim. W sposób, w jaki tego chciałam- ale w sposób w jaki bałam się pozostać.
Sunęłam językiem po dolnej części jego długości i wzięłam go całego do ust, odruchowo uśmiechając się na przyciszone, żenujące dźwięki, o wysokim tonie, jakie z siebie emitował. Jego oddech był krótki, czoło szybko pokryło się potem, obserwowałam go subtelnie, dostrzegając w nim ze smutkiem każdą malutką rzecz, spijając esencję Harry’ego. Sposób, w jaki zagłębienie jego obojczyków pogłębiło się, gdy odrzucił do tyłu głowę, obserwowałam żyłę na jego szyi, loki, zwisające dookoła jego twarzy i jego usta, które rozchylały się z każdym moim liźnięciem czy pocałunkiem.
Podniosłam się z niego, kiedy już prawie nie mógł złapać oddechu, a on przycisnął zmęczony pocałunek do moich ust, ramionami podciągając mnie mocno na jego kolana tak, że już po chwili poruszaliśmy się razem w idealnej harmonii, wzdychając nawzajem w swoje szyje, całując się delikatnie, kiedy popychał lekko biodra w moją stronę, a ja unosiłam się i opadałam, więc wchodził we mnie bez wysiłku, uderzając w każdy punkt tak, jak tylko on potrafi.
Przewrócił mną, więc łatwo mnie zdominował, wchodząc we mnie mocno, wywołując u mnie nagły pisk rozkoszy i po raz pierwszy od bardzo dawna wyjęczałam jego imię, kiedy mnie pieprzył. To było coś, czego sobie zabraniałam, mówiąc sobie, że to jest złe, zbyt niebezpieczne, doprowadzające go… ale teraz brzmiało to dobrze, po raz ostatni. Kiedy oboje osiągaliśmy szczyt, ja dochodząc chwilę przed nim, jego imię wyszło niekontrolowanie z moich ust, upadając i brzmiąc jak dwie najpiękniejsze sylaby w języku angielskim.
Zawaliliśmy się oboje w spoconym bałaganie, jego ciało nakryło moje, kolanami wciąż usadowionymi po obu stronach mojej talii, wówczas jego głowa opadła, po środku złączając nasze czoła. Szybki, ostateczny pocałunek, jego gorące, wilgotne i czerwone od przygryzania ich, usta na moich. Sapaliśmy, oboje próbując się uspokoić, miałam nadzieję, że zajmie mi to chwilę, ponieważ im dłużej będę leżała tutaj, oddychając w jego ramionach, tym dłużej mogę odkładać powiedzenie mu, że nie chcę go już więcej widzieć. Ta myśl naprawdę łamała moje serce. Ale musiałam to zrobić. Zasługiwał na coś lepszego, a ja nie mogę z nim dłużej być. Nie z bałaganem, jaki teraz panował w mojej głowie, nie z paraliżującym mnie strachem, że może mnie zranić, mimo poprawy.
Zszedł ze mnie, kładąc mnie na rozgrzane od jego ciała prześcieradło. Pod głową mogłam poczuć jego kościste ramiona, ale nic nie mówiłam, wciąż szczęśliwa, że z nim jestem. Przez chwilę panowała idealna cisza, rozkoszując się promieniami słonecznymi, padającymi na drewnianą podłogę. Słyszałam w uszach bicie serca Harry’ego i bez powodu zaczęłam płakać. Będę tęsknić za tymi dniami, tymi momentami. Będę za nim tęsknić.
-Dlaczego płaczesz?- zapytał cicho, jego palce otarły kilka kropel łez z moich rzęs, uniósł brew w konsternacji.
Wzruszyłam ramionami, przymykając oczy, próbując powstrzymać łzy, by przynajmniej powiedzieć mu to z godnością- Nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra. To wszystko.
Poczułam, jak delikatnie zakłada mi włosy za ucho, zacieśniając swój uścisk na moim ciele, trzymając mnie mocno przy sobie. Wiem, że chciał mnie w ten sposób pocieszyć, ale to jedynie sprawiło, że łzy spływały szybciej; był taki cudowny, wspaniałomyślny. Łamałam jego serce, prawdopodobnie dlatego, że się bałam. Przerażona tym, że zostanę zraniona i będę ofiarą swojego losu.
-To nieprawda- wyszeptał kojąco- Jesteś idealna. Jesteś cudowna.
-Nie- zadławiłam się, potrząsając ostro głową, zaczynając szlochać- Nie, nie jestem. Tak bardzo cię zraniłam. Ignorowałam cię, zasługujesz na kogoś lepszego…
Szlochałam i płakałam w jego ramię, kiedy on milczał, a ja wiedziałam, że się ze mną zgadza. To bolało bardziej; wiedza o tym, że on ma świadomość, iż zachowywałam się źle.
-Jest ktoś inny?- wyszeptał cicho.
Przytaknęłam sztywno, głos ugrzęzł mi w gardle.
-Kim on jest?
-Nie znasz go- kłamstwo- Ale przyrzekam, Harry, on nic nie znaczy. To była tylko odskocznia, ponieważ musiałam wiedzieć, że nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra, a ranienie cię sprawiało, że tak było…
Przełknął ciężko ślinę, wczepiając mocno dłonie w moje włosy- To dlatego byłaś zajęta…
Mogłam usłyszeć ból w jego głosie, a to złamało moje serce- Tak mi przykro, Harry.
Zapanowała głucha cisza, przerywana jedynie moim zduszonym szlochem i płaczem. Harry uniósł kciukiem mój podbródek tak, że moje zapuchnięte, zapłakane oczy patrzyły w jego zielone oczy, które były zasłonione bólem.
-Możemy zapomnieć, że to się kiedykolwiek wydarzyło-wymamrotał z rozbitym blaskiem nadziei w głosie- Mogłoby nam razem być tak dobrze. Nie zraniłbym cię nigdy, nie specjalnie. Wiesz to?
Poczułam jak moje serce załamuje się na jego słowa. To było dokładnie to czego nie wiedziałam.
-Po prostu…- zaczęłam, wyrzucając słabo, starając się uzyskać siłę, by powiedzieć to, co zamierzałam- Po prostu mam teraz dużo rzeczy, które muszę sobie poukładać. To może głupio zabrzmieć, ale to nie ty, to ja…
Wiedziałam, jak żałośnie brzmiałam, ale utrzymywałam jego wzrok, czując się źle na widok łez, napływających do jego oczu.
 -Możemy zrobić sobie przerwę- mruknął, prosząc, jego głos stał się zdesperowany i błagalny, a w tym momencie bolało mnie to, jak bardzo mnie chciał i pragnął. To go rozdzierało na kawałeczki- ja go rozdzierałam.
Potrząsnęłam zmęczona głową, przyciskając usta do jego długiej, pełnej wdzięku szyi, którą tak zawsze podziwiałam- Nie sądzę, Harry.
Mogłam dostrzec, jak to wszystko się w nim kotłuje i wiedziałam, że w końcu wybuchnie. Był taki wrażliwy, wkrótce po jego twarzy spłynęły łzy, oczy zaczerwieniły się, a usta były wydęte i różowo- Proszę, Tamaro…- błagał, jego głos był zwykłym oddechem w moim uchu, kiedy wczepił się desperacko w moje włosy, próbując zatrzymać mnie na tak długo, jak to tylko możliwe. Upewniłam go, że nie ma mowy, tak, jak tego chciałam. W tej chwili chciałam być sama- może na zawsze- i nie było sensu, by na mnie czekał, unieszczęśliwiając siebie samego. Nie było sensu, w kontynuowaniu tej szarady. Może lepiej zrobić sobie ostateczną przerwę. Może wtedy to nie będzie tak bardzo bolało.
Trzymał mnie mocno, całując delikatnie skórę za moim uchem, kiedy płakał w moje włosy. Nie oczekiwałam, że przyjmie to aż tak źle; był rozhisteryzowany.
-Więc to jest to?- pisnął bezgłośnie, a słowa zawibrowały w jego piersi. Przytaknęłam do niego słabo, po jego twarzy nadal spływały łzy, łaskocząc moje ucho i wiedziałam, że będę za nim okropnie, desperacko i przerażająco tęsknić.
-Tak będzie lepiej- wyszeptałam w odpowiedzi, zaczesując na czoło jego loki- Obiecuję.
Wtedy po raz pierwszy, nasze usta spotkały się bez innego kontaktu seksualnego. Delikatny, słodki pocałunek, który wyrażał wszystko, co w nim kochałam. Delikatne, ciche ujęcie, jego dłonie, wplątujące się leniwie w moje włosy, palce tańczące po moim kręgosłupie, a moje przebiegały po jego falowanych włosach, moje palce trącały wystające kości policzkowe, jego policzki były zapadnięte po tygodniach bólu, jaki przeszedł.
Tak było lepiej. Mógł ruszyć dalej i znaleźć kogoś, kto będzie dla niego odpowiedni. Kogoś, kto odwzajemni jego miłość. Mógłby być szczęśliwy, przez co czułam się dobrze.
Kiedy słońce skryło się za miastem, Harry zakładał na siebie powoli ciuchy, wówczas ja oglądałam go spod mojej pościeli, gdzie udawałam, że zasnęłam kilka godzin temu. Słyszałam, jak jego miękkie łzy spadają na podłogę, zanim nie zamknęłam oczu, widząc, jak się odwraca. Przycisnął lekko usta do mojego czoła i westchnął smutno.
Drzwi otwarły się, a potem zamknęły. A on odszedł.
___________________________
Od razu przepraszam za taką zwłokę, ale przeliczyłam się i nie zdążyłam całego rozdziału przetłumaczyć w weekend, zwłaszcza, że byłam w domu, w pracy i jeszcze na zakupach -.-
Nie martwcie się, w niedzielę pojawi się kolejny rozdział, który jest przez autorkę podzielony na 2 części, więc ja też to tak przetłumaczę J

Obserwujcie konto Harry’ego i Tamary na twitter’ze!
oraz ja:
Do niedzieli! ~Lady Morfine <3

2 komentarze:

  1. Oni muszą być razem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow świetny jest ten FF ♥
    Ja w większości czytam bromance, ale to opowiadanie, naprawdę mnie zauroczyło, i jest świetnie tłumaczone ;)
    A co do Tammy i Harry'ego to naprawdę jestem ciekawa co się dalej wydarzy ^.^
    @MaraxxXO

    OdpowiedzUsuń