niedziela, 20 października 2013

Rozdział 9

Stopniowo się przebudzałem, oślepiany przez jarzące światło, wpadające do pokoju przez okno. Na zewnątrz było jasno i mogłem dostrzec, że na dachach sąsiadów leży śnieg. Spojrzałem w dół, na śpiącą w moich ramionach piękność; wyglądała tak nieskazitelnie, niewinnie, jej usta szeptały cicho we śnie, jej ciało przylegało dokładnie do mojego. Uśmiechnąłem się, przypominając sobie zeszłą noc- za wyjątkiem cierpienia i molestowania, jakiego doświadczyła- i jak my...my...
To dla mnie nowe- wyrażenie, jakie przyszło mi do głowy to kochanie się. Ale przyjaciele się nie kochają. Nie bez powodu nazywa się to przyjaciółmi od pieprzenia, prawda? Ponieważ oni się pieprzą. Żeby się kochać, musisz być zakochanym... prawda?
Kiedy tak zastanawiałem się w moich myślach nad znaczeniem, Tamara przekręciła się lekko w moich ramionach, jej włosy połaskotały mój nos. Uśmiechnąłem się, przyciskając lekki pocałunek do jej nagiego ramienia, przebiegając pocałunkami po każdym calu jej odkrytej skóry.
-Dobry, śpiochu- wymruczałem, zanurzając nos w jej włosach- Dobrze spałaś?
Przytaknęła sennie, zaciskając moje ramię ciaśniej wokół jej wątłej sylwetki- Są święta, Harry...
Jej ton wskazywał na to, że oprzytomniała już na tyle, by sobie to uświadomić, a kiedy zaczęła to powtarzać, robiła to coraz głośniej, bardziej żywo, przypominając małe dziecko, musiałem się roześmiać- Tak, są... podekscytowana?
Uśmiechnęła się słodko, jej oczy były teraz szeroko otworzone i w pełni świadome- Tak... po prostu nigdy wcześniej nie miałam wielkich rodzinnych świąt. Zazwyczaj spędzałam je sama.
Moje mina zrzedła, było mi smutno z tego powodu- Cóż, w tym roku jest inaczej. W tym roku masz mnie i to będą twoje najlepsze święta!
Z każdym słowem, atakowałem jej ramiona i szyję małymi, mokrymi pocałunkami, sprawiając, że piszczała i chichotała w moich ramionach.  Śmiałem się razem z nią, zauważając, że jej twarz znajduje się cale od mojej. Jej usta desperacko zamknęły się na moich, w pełni gotowych do odwzajemnienia pieszczoty. Zatrzepotała powiekami, wyglądając cholernie uroczo.
-Powinniśmy zejść na dół- wymamrotała- Twoja rodzina pewnie nas oczekuje. Jest późnawo.
Potrząsnąłem przecząco głową, jęcząc, kiedy schowałem głowę pod jej brodą, zwijając się w kulkę w jej ramionach- Nie chcę wstawać. Nie chcę, byś się ubierała.
Zachichotała, ciągnąc z roztargnieniem za moje włosy- Cóż, też wolałabym, byś się nie ubierał, ale to trochę nieprzyzwoicie paradować nago.
-To mnie nie powstrzymuje- zaprotestował, sprawiając, że się roześmiała. Lekko, anielsko, sprawiając, że w moim brzuszku zaczęło mrowić niewytłumaczalnie.
Westchnęła ciężko, podnosząc się nagle i owijając dookoła siebie kołdrę,kiedy podciągnęła się na kolana na materacu, górując nad moją rozwaloną sylwetką. Przycisnęła kołdrę pod ramionami, złośliwie okrywając skromnie swoje piersi. Popatrzyła na mnie z góry, przygryzając błagalnie wargę.
-Ty mały złośliwcu- burknąłem, śmiejąc się, kiedy wzruszyła nonszalancko ramionami, grając niewiniątko, kiedy pozwoliła okryciu zsunąć się  w dół jej ramion, odkrywając jej namiętną stronę, podważając jej niewinne zagrania.
-Nie jestem tutaj złośliwa, Haroldzie- rozpromieniła się, rzucając mi spojrzenie i zjeżdżając nim do okrycia, przykrywającego moją męskość, skanując łapczywie moje wyraźnie zarysowane linie bioder w kształcie litery V- Jestem po prostu spragniona spotkania z małym Harry'm.
Uśmiechnąłem się złośliwie- Małym Harry'm? Miałaś na myśli Dużego Harry'ego, prawda? Potężnego Harry'ego? Ogromnego Harry'ego? Nienormalnie-kolosalnego-gigantycznego-Harry'ego-który-pozostawi-cię-obolałą-na-tydzień?
Poruszyła kokieteryjnie brwiami, sprawiając, że zachichotałem. Mrugnęła bezczelnie, wyszarpując się ode mnie niespodziewanie, zdzierając przykrycie z mojego ciała, odkrywając mnie od stóp do głów, więc chłód z zewnątrz uderzył we mnie z potęgą. Nagły podmuch lodowatego powietrza, obijający się ode mnie spowodował, że zaparło mi dech w piersiach, skoczyłem instynktownie do góry, by złapać choć kawałek koca, który mi ukradła.
-Suka!- splunąłem, starając się jak najmocniej, by zerwać z niej prześcieradło, drżąc przez chłód, który rozdzierał moje ciało.
Zachichotała dokuczliwie, potrząsając i uderzając w moje dłonie, kiedy sama owinęła się mocniej w kołdrę, ewidentnie rozbawiona moim cierpieniem. Jęknąłem, wydymając wargę, owijając ramiona wokół miękkiego materiału, jak w chwycie sumo, próbując uzyskać z zewnątrz trochę ciepła.
-Nienawidzę cię- wysyczałem, wciskając głowę w gąbczastą pościel.
Potrząsnęła głową, chichocząc- Oh, Harry, żartowałam, wiesz o tym!- otworzyła ramiona, owijając kojący materiał wokół mojego drżącego ciała. Jej przyjemnie cieplutkie ciałko naprzeciw mojego wyziębionego.
-O mój Boże! Zmarzłeś!- krzyknęła, z powrotem przytulając moje wychłodzone-do-zera ciało. Zachichotałem mrocznie, chwytając za jej talię i przyciągając ją bliżej mojej klatki, kiedy sprzeciwiła się bez skutku.
-Widzisz co zrobiłaś, skarbie!- roześmiałem się, przyciskając moje ciało tak blisko jej, jak było to fizycznie możliwe, walcząc z nią, kiedy usiłowała wywinąć się spod mojego uścisku.
-Przestań, Harry, proszę!- piszczała, odpychając moje ramiona- Zamrozisz mnie na śmierć!
Zaśmiałem się, patrząc na nią oczami szczeniaczka- Kochanie, jesteś tą, która mnie wychłodziła! Po prostu dostajesz to, na co zasłużyłaś! A tak w ogóle, to nie powinnaś mnie rozgrzewać?- mrugnąłem do niej sugestywnie, trącając moimi chłodnymi dłońmi jej gorące uda, obserwując z satysfakcją jej reakcję, którą był dreszcz przyjemności.
Odzyskała kontrolę nad sobą wzruszając ramionami, jakby jej to nie ruszało. Owinęła ciaśniej koc wokół naszej dwójki, przyciągając mnie bliżej jej kuszącego ciała.
-Twoja rodzina nie zauważy, że zaginęliśmy- wyszeptała, jej usta były cale ode mnie, rozkosznie wydęte i kuszące- Możemy po prostu wznieść świąteczny toast tutaj, razem, prawda?
Przytaknąłem, przygryzając wargę i uśmiechając się do niej- Żaden problem, skarbie... Mam specjalny prezent, tylko dla ciebie- uśmiechnąłem się nikczemnie, moje usta natychmiastowo spotkały jej. Jej język walczył żarliwie z moim, koc zjechał po mojej talii, kiedy jej dłonie zatraciły się w moich włosach, a moje przyjęły jej wyeksponowane, krągłe ciało z wdzięcznością. Pogłębiliśmy nasz pocałunek, moje palce badały desperacko jej ciało, chwytając za jej biodra i przyciągając do mojej twardniejącej długości. Jej delikatne palce gładziły mój brzuch, owijając je powoli wokół mnie, jej język masował mój. Dreszczyk podekscytowania rósł w moim żołądku, kiedy chwyciła stanowczo moją erekcję, przyspieszając, moje serce szalało, wibrując głęboko w mojej klatce.
-Harry, Tamara, śniadanie jest...
Drzwi nagle się otworzyły, ukazując Gemmę z przyjaznym uśmiechem na twarzy, który szybko przekształcił się w szeroko otwarte z przerażenia oczy. Tammy krzyknęła, odciągając mnie gwałtownie od siebie, przewracając mnie głową w dół, na podłogę.
-O Boże, tak bardzo przepraszam!- wymamrotała Gemma, zakrywając dłońmi oczy, kiedy ja podniosłem się na nogi, zakładając moje bokserki z prędkością światła, a Tamara okryła swoje ciało kocem, próbując zakryć to, co nigdy nie powinno zostać ujrzane przez nikogo z wyjątkiem nas. Czułem, jak moja twarz płonie, nie mogąc przestać myśleć o tym, jak dużo zobaczyła i jednocześnie będąc wściekłym, że Tammy nie ma możliwości, by skończyć to, co zaczęła- a ja już zostałem wprowadzony do tematu.
-Naucz się pukać, Gemma, proszę!- krzyknąłem, kiedy wycofywała się z pokoju, z głową ukrytą w dłoniach, zażenowana tak samo jak my.
-Wszystko, co chciałam powiedzieć to, że śniadanie jest gotowe- powiedziała pospiesznie, odwrócona plecami do nas, w połowie drogi do drzwi- Pospieszcie się, albo wystygnie.
Drzwi zamknęły się mozolnie, kiedy wyszła i odetchnęła, nie wiedziałem, że trzymam moje zaciskające się gardło. Popatrzyłem w dół na Tamarę, posyłając jej przepraszające spojrzenie, kiedy również na mnie spojrzała. Wszystko w niej wyglądało rozkosznie, kiedy pacnęła na kołdrę, cała goła, z wystającymi ramionami, rozczochranymi włosami i z płonącymi w moim kierunku oczami, kiedy rumieniec wpłynął na jej twarz.
-Przepraszam- wymruczałem, powoli, bezczelny uśmieszek wkradł się na moją twarz. Przygryzła wargę, kąciki jej ust uniosły się, a chichot opuścił jej usta. Również się roześmiałem, chwytając jej dłonie, by podciągnąć ją w górę z materaca.
Ubraliśmy się szybko, moje dłonie często wędrowały, spotykając się z uderzeniami od Tamary, za każdym razem, gdy dokuczliwie jej dotykałem, albo dawałem klapsa w tyłek. Po wszystkim, zeszliśmy na dół. Mój brzuch zaburczał, kiedy do moich nozdrzy dotarł zapach smażonego bekonu i jajek.
Kiedy wkroczyliśmy z Tammy do kuchni, panowała tam grobowa cisza i miałem przeczucie, że Gemma powiedziała o nas. Wie, co ją czeka, powiedziałem sobie.
Od śniadania do obiadu, dzień mijał na świętowaniu i radości serca, wszystko było śmieszniejsze, lepsze, szczęśliwsze, tylko dlatego, że to świąteczny dzień. Mama była sfrustrowana przez przygotowywanie indyka specjalnymi metodami, robi tak co roku i przeciąga, zakazując otwierania prezentów, dopóki nie skończymy obiadu. Sapałem za rogiem jak niegrzeczne dziecko, ale Tamara wkrótce mnie rozweseliła, kładąc między nas pełną paczkę krakersów, zanim w ogóle obiad znalazł się na stole.
Schowaliśmy się i udało mi się zatrzymać miejsce na 3 porcje- napisałem do Niall'a, będąc dumnym z moich starań, tylko po to, by dostać odpowiedź, że jestem "mięczakiem" i że on zjadł 6 potraw. Jedzenie było boskie, towarzystwo nawet lepsze, a Tammy wyglądała, jakby to był najlepszy czas w jej życiu, dogadując się wspaniale z resztą rodziny. Wyłożyłem się przed telewizorem, kiedy wcisnąłem w siebie deser lub dwa, zawzięcie oglądając świąteczne wydanie Doktora Who, kiedy Robin wzniecił ogień.
Ledwie się ruszałem, przez mój pełen żołądek, ale zmusiłem się do przekręcenia się na sofie, by być w doskonałej pozycji, naprzeciw choinki, wyciągając dłonie, by podać każdemu starannie zapakowane prezenty, uśmiechając się, kiedy wyciągnąłem te ode mnie.
-Proszę!- krzyknąłem, kiedy podałem Gemmie dużą, biało-srebrną torebkę z prezentem, dając podobną mamie i Tamarze.
-Wow, Harry, nie wiedziałam, że zrobisz to tak dobrze!- wykrzyknęła Gemma, kiedy oglądała mój unikalny prezent.
Wzruszyłem nonszalancko ramionami, mrucząc w odpowiedzi- Oh, wiesz... starałem się- rzuciłem Tamarze przelotne spojrzenie, uśmiechając się wdzięcznie, a ona posłała mi porozumiewawczy uśmieszek...
-Nie potrafię tego zapakować!- jęknąłem, wyrzucając, pokonany w powietrze rolkę papieru do pakowania- To się zwija!
Tamara westchnęła dramatycznie, rozglądając się dookoła po moim mieszkaniu, które było pobojowiskiem, z porozrzucanymi dekoracjami, będącymi w procesie pakowania. Podłogę pokrywały torby ze sklepów, wstążki, kartki i kokardki. Odłożyła swoją własną torbę z świątecznymi zakupami, zanim zepchnęła mnie z drogi. Wzięła papier i pudełko drogiej biżuterii, którą kupiłem mamie, kładąc je na drewnianej podłodze. 
-Pozwól mi to zrobić- nalegała, potrząsając głową, kiedy mnie wyganiała- Jesteś bezużyteczny, Haroldzie.
Nie zwróciłem uwagi na jej pełen dezaprobaty ton, rozpromieniając się i zamknąłem ją w swoich ramionach, przytulając blisko, zostawiając na jej skroni wdzięczny pocałunek.
-Dziękuję Tamaro, mój mały aniołku! Co ja bym bez ciebie zrobił?
-Mama i Gemma otwarły swoje prezenty, zachwycone swoją drogą biżuterią i kosmetykami ode mnie i w sekundzie rozpakowałem swoje prezenty, obudowa na iPhone'a, air maxy, nowe narty, przeznaczone na wyjazdy do Francji z Lou, podpisana kopia mojego własnego albumu, i trochę pieniędzy na więcej lekcji jazdy.
Utworzył się chór "dziękuję" ze strony mojej rodziny i uśmiechnąłem się w odpowiedzi, zanim mama, Gemma i Robin zdecydowali, by pójść do miejscowego pubu na godzinę czy dwie, kiedy ja i Tamara byliśmy legalnie za młodzi, by pić, zdecydowaliśmy się zostać w domu. Nie miałem nic przeciwko w każdym razie- to oznaczało więcej czasu na osobności z Tamarą, kiedy ona skubała po małym kawałeczku papieru ze swoich prezentów.
Kręciłem się niecierpliwie- Pospiesz się, otwórz to!
Popatrzyła na mnie z rozbawieniem w oczach i wiedziałem, że robiła to specjalnie, by mnie zirytować- Wstrzymaj majty, Harry. Otworzę to, kiedy będę chciała!
Jęknąłem, patrząc na paczkę, którą najbardziej byłem zainteresowany. Małe, prostokątne, starannie zapakowane pudełko. Wziąłem je i podstawiłem pod jej nos.
-To otwórz jako pierwsze!- wykrzyknąłem podekscytowany, machając przed nią.
Wzięła to, rzucając mi sceptyczne spojrzenie, zanim potrząsnęła tym w swoich dłoniach- Co to?
Wywróciłem oczami- Słoń! Boże, Tammy, po prostu to otwórz i sprawdź!
Przygryzła wargę, zatrzymując się na chwilę, by pomyśleć, zanim potrząsnęła głową- Nie, najlepsze zostawię na koniec.
Spojrzałem na nią, a ona się roześmiała, ciesząc się jak zwykle z mojego cierpienia. Mały złośliwiec- po prostu kocha widzieć, jak cierpię.
I kocham to na swój sposób.
-Dobra, bądź taka- krzyknąłem, machając rękami w powietrzu- Docenisz to, kiedy zobaczysz, jak świetne to jest.
Zachichotała, wyciągając największe pudełko z jej torby, zaczynając rozpakowywać papier z opóźnieniem, zatrzymując się na niebieskim, ale ruszając nagle, by zgarnąć duże, czerwono-złote pudełko spod choinki, całe zawiązane w małe, jedwabne wstążki i wytłoczone w małe błyskotki.
-To twój- wyjaśniła, podając mi je- Otwórz go!
Uśmiechnąłem się, ściągając opakowanie z zapałem i prędkością światła, mój brzuszek wywinął się w oczekiwaniu- uwielbiam świąteczny dreszczyk.
-Podoba ci się?- zapytała, kiedy rozerwałem papier ze środka, chwytając za gładki materiał i unosząc go pod światło, moje oczy dostrzegły duże logo "JW" na klatce.
-Kocham to!- rozpromieniłem się, kiedy wyciągnąłem spodnie treningowe, nowy płaszcz Jack'a Wills'a i bluzę z kapturem, razem ze sweterkami, nowymi convers'ami, schowany na dole po prawo, mały skrawek w kopercie...
-Co to?- wymamrotałem, wyciągając ostrożnie, zanim to otworzyłem, dostrzegając dwie, małe niebieskie karteczki- bilety na koncert.
-Island Records prezentuje...- popatrzyłem na nią zdezorientowany- Tamara Gold?
Przytaknęła, uśmiechając się beztrosko- Nagrywam nowy album w przyszłym roku i jadę w trasę we wrześniu- wzruszyła ramionami, patrząc nieśmiało na swoje kolana, kiedy patrzyłem na nią zaskoczony- Nie wiem, jak ci to powiedzieć... ale chcę, byś tam był, więc...
Musiałem ukryć w sobie fangirl'ing, uśmiechając się delikatnie, kiedy moje serce rosło, dumne z niej- Wow, Tammy, tak bardzo się cieszę- przyciągnąłem ją do niekomfortowego i niezręcznego uścisku, nasze kolana się zetknęły, więc skończyłem sięgając mozolnie złączonymi dłońmi jej pleców- Jedziesz w trasę, mój skarb jedzie w trasę!
Zachichotała, wykręcając się z mojego uścisku, zbyt ciasnego, jak dla mnie- mam skurcz pleców- Okej, Harry, nie płacz- zażartowała- Kim jesteś, moim chłopakiem?
Mój uśmiech zrzedł, a moje serce po raz kolejny się roztrzaskało. Nie, nie jestem. Kolejny raz o tym zapomniałem.
-Otwórz mój- wyjąkałem, zmieniając temat, próbując zdobyć się na ten sam, szczery uśmiech, który wcześniej zniknął, bez większego powodzenia- Mam nadzieję, że jest w porządku.
Uśmiechnęła się wdzięcznie- Oczywiście, że tak. Polubię to bez względu, co to jest!- sięgnęła do torby, wyciągając pierwsze kilka pudełek- nowe słuchawki do iPod'a, które chciała, razem z nową obudową na iPod'a oraz torbę z kosmetykami Estee Lauder- zanim przeszła do mojej atrakcji, podłużne pudełko, które chciałem, by wcześniej otwarła. 
-Pospiesz się, to jest najważniejsze- narzekałem, patrząc uważnie, jak przedziera się przez papier, odsłaniając długie, smukłe, niebieskie pudełko, owinięte białą wstążką z logo "Tiffany&Co" informujące ją o tym, co jest w środku. Popatrzyła na mnie z entuzjazmem w oczach, jak mały, podniecony szczeniaczek, grzebiąc się ze wstążką, zanim ściągnęła pokrywkę, ostrożnie wyciągając delikatną, srebrną bransoletkę ze środka. Trzymała ją ostrożnie, uśmiechając się z roztargnieniem, kiedy jej oczy zabłysły, skupiając się na srebrnym metalu w jej dłoniach.
-Wow, Harry, jest piękna- wymamrotała, potrząsając lekko głową, kiedy wzięła w palce małą zawieszkę z serduszkiem, kręcąc nią i oglądając małe diamenciki, błyszczące w świetle- Grawerowałeś to?
Przytaknąłem, uśmiechając się dumnie na fakt, że jej się spodobało- Tak, są na niej moje inicjały i twoje też. Są dobrze dopracowane... możesz ją nosić, kiedy będziesz w trasie, więc o mnie nie zapomnisz- zarumieniłem się, będąc nagle zażenowanym z kiepskiego doboru prezentu- Nie wiem, sądziłem, że to będzie miłe. W porządku, jeśli ci się nie podoba, jest kiepski.
Potrząsnęła głową, promieniejąc w moją stronę- Nie, kocham ją! Jest piękna, dziękuję, Harry- doczłapała się do mnie na kolanach- Pomożesz mi zapiąć?- zapytała żwawo, trzymając wyciągnięty delikatny nadgarstek, kiedy odebrałem od niej bransoletkę, grzebiąc się z zapięciem, moimi dużymi, niezdarnymi dłońmi. W końcu ją zapinając, aż zwisała z wdziękiem z jej nadgarstka.
-Proszę- powiedziałem, opadając tyłkiem na podłogę, zanim zamknąłem ją w uścisku, sadzając ją między moimi nogami, więc tył jej ciała przyciśnięty był do mojego przodu. Moje ramiona odruchowo z łatwością owinęły się wokół jej talii, mogłem poczuć jak oddycha powoli, wtulając się we mnie, czując się komfortowo w moich ramionach.
Uśmiechnęła się, przygryzając wargę, kiedy poruszała nową bransoletką, zapewne błądziła myślami w chmurach, jej nieobecne spojrzenie podpowiadało mi, że marzy.
-O czym myślisz?- zapytałem cicho, zbliżając usta do jej ucha, kiedy obserwowaliśmy wzniecający się ogień, trzaskający co jakiś czas.
Wzruszyła ramionami, a jej ruch spowodował, że czułem się jak w domu- Nie wiem. Po prostu o tym, że czuję się, jakbym znała cię całe życie.
Przytaknąłem i między nami wytworzyła się cicha komunikacja- zrozumiałem. To jest coś, czego wcześniej nie doświadczyłem; ten poziom intymności, albo miłości, czy uczucia. Była jak rodzina, jak stary przyjaciel, którego znam od małego brzdąca, chwiejącego się jeszcze na nogach. Kiedy z nią byłem, czułem się naturalnie... nie było nic między nami; żadnej niezręczności, obawy, czy obwiniania. Byliśmy sobą i niczym więcej i tak jest najlepiej.
-To są moje najlepsze święta- wyszeptała, przekręcając się delikatnie w moich ramionach, więc była ze mną oko w oko, mój żołądek wywijał salta, kiedy na mnie patrzyła- Dziękuję za zaproszenie, Harry.
Uśmiechnąłem się leniwie, kładąc ostrożnie dłoń na jej, teraz położonej na jej gładkim, równym brzuszku.
-Nie ma mowy. Dziękuję ci Tamaro, za bycie tutaj- przycisnąłem powoli usta do jej policzka, zamykając oczy, kiedy się przytulaliśmy, jej delikatny zapach zawirował w moim nosie.
Prawda jest taka, że dla mnie też są to najlepsze święta.
__________________________________
Przebrnęłam :D
Tłumaczenie zaczyna się cieszyć popularnością, co mi niezwykle schlebia- dziękuję za prawie 1300 wyświetleń! Jesteście niesamowici!
Do następnej niedzieli~Lady Morfine <3
@ladymorfinepl

5 komentarzy:

  1. Jak zwykle świetnie :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. O kocham to<3 To takie piękne :D

    OdpowiedzUsuń
  3. To ja twoja wilbicielka i poraz kolejny dziekuje ci ze to tlumaczysz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę miło mi to czytać i cieszę się xxx

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział to.. wow brak słów wspanialy ;) xxx

    OdpowiedzUsuń